Ogłoszenie

Aktualności: NICZEGO JUŻ TU NIE BĘDZIE. I CHUJ. POZDRAWIAM

#1 10-12-17 15:00:31

 Varost

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

10900781
Skąd: Zielona Góra
Zarejestrowany: 21-02-16
Posty: 53
Punktów :   

Ring

Zapraszam do pisania postów.


https://media1.tenor.com/images/7a19ab0eeca43d288cbcde13aad79b58/tenor.gif?itemid=11071859

Offline

 

#2 10-12-17 15:13:15

 Bryx03

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 11-03-16
Posty: 320
Punktów :   13 

Re: Ring

https://vignette.wikia.nocookie.net/villains/images/e/ef/RYBACK.jpg/revision/latest/scale-to-width-down/300?cb=20130912023738

*FEED ME MORE! Na rampie pojawia się Ryback, wsłuchuje się w owacje fanów, po czym wchodzi na ring, tam również podnosząc chanty. W końcu zaczyna mówić*

Ryback:- Tęskniliście? Ja też, nie było mnie na ringu już długo, ale teraz wracamy! Na pierwszy ogień dostałem Walkę Wieczoru, i jest to dla mnie wyróżnienie. Po tym śnie zimowym jestem jednak bardzo głodny, więc skoro już wiem kto jest moim rywalem, to może o nim porozmawiajmy. Tak Kenneth - wiem o Tobie więcej niż myślisz. Legenda, gdzie się nie pojawiałeś tam robiłeś zamieszanie, a Twoje walki były niezwykle widowiskowe. *Z trybun pojawia się delikatne buczenie*. Nie no, ludzie nie róbmy sobie żartów, należy go docenić, ponieważ tak oto wielki Kenneth Riddle wychodzi do ringu... żeby zostać zatrzymany przez jeszcze większego gościa! The Big Guy czy The Prisoner? Ta odpowiedź jest jak najbardziej oczywista, wszystko jest po mojej stronie, Kenneth - ja walczyłem w największych federacjach na świecie, Ty tylko na salkach gimnazjalnych, gdzie publiką były seniorki wracające z kościoła, i ludzie, którzy przyszli się pośmiać...właśnie w takich miejscach jesteś legendą. PHW jest od tego większe, jest ponad tym...i na PHW, a konkretnie na Rybacku Twoja legenda się kończy, zamienia się w mit. Jesteś tylko mitomanem, tworzącym wokół siebie obłok piękny z zewnątrz, i jakże gówniany w środku. Ja dostanę się do środka, zjem każdą Twoją kontrę i pokaże tym ludziom kim naprawdę jesteś. To nie będzie uczta, to będzie dopiero przystawka Kenneth. Ci ludzie przychodzą tutaj oglądać nas obu...i moją rękę w górze. Podobno siedziałes kiedyś w więzieniu Kenneth..po walce ze mną będziesz chciał tam wrócić... Na razie się z Tobą bawie Prisoner, nie traktuję Cię poważnie....ale gdy tylko zacznę...zmienisz nazwisko z Riddle na RIPple....PORA KARMIENIA!



*Po tych słowach Ryback odrzuca mikrofon i wychodzi z ringu przybijając jeszcze piątki z fanami*


http://www.glol.pl/pictures/87/picture_8713.gif

Bilans walk:

Ryback: 24/0/13

HARDCORE CHAMPION(1x) - 63 days

:
Gregory Kowalczyk 2/0/6

Domagoj Tokor 3/0/1

Offline

 

#3 06-01-18 12:48:15

Michal

https://i.imgur.com/hGgY0po.png

Zarejestrowany: 17-03-16
Posty: 172
Punktów :   

Re: Ring

*Na ekranie widzimy jak kamera przenosi nas na ulicę, przed tymże budynkiem. Jest późna godzina, co za tym idzie jest ciemno, oraz pada bardzo ulewny deszcz. Kamera przenosi się do jednego z okien najwyższego piętra.. W środku widzimy skromną lampkę, wiszącą na cienkim kablu, której światło nie jest zbyt mocne, możemy widzieć jedynie zarysy pomieszczenia. Jesteśmy już w pomieszczeniu, w którym widzimy pewnego człowieka, mającego oprócz garnituru ubrany na głowie jeszcze kapelusz. Chyba znamy tego pana, to Daniele Ricci! Nagle widzimy, jak do pomieszczenia przybywa więcej światła.. Od strony drzwi wejściowych, ktoś wszedł do pomieszczenia. Postać ubrana w jasny, beżowy garnitur, cień z kapelusza zasłania mu twarz.

Daniele Ricci: Czekałem na Ciebie, amico.

???: Wybacz, caro Capo. Zajęło mi to dłużej, niż się spodziewałem, small-time jobs..

*W tym momencie obraz na pomieszczenie nam się bardziej objawia. Mamy salon, równie skromny, niczym z lat czterdziestych, na środku pokoju mamy okrągły stół, wokół ktorego są cztery krzesła. Obraz skupia się wokół tego stołu, obok którego stoi Italian Original oraz jego przyjaciel. Stoją naprzeciw siebie. Syndicate wyciąga rękę do niego, ten całuje go w sygnet.*

Daniele Ricci: Powiedzmy, że wybaczyłem Ci ten błąd, póki co. Za ścianą, przed kuchnią jest pianino, zagraj mój ulubiony utwór, tylko to mi pozostaje w ten szary, smutny dzień.. Idź już.

*Przyjaciel bez chwili zawahania po tych słowach ruszył w kierunku drugiego wyjścia z pomieszczenia. Daniele usiadł na krześle opierając nogi o stół, ściąga kapelusz, pokazując minę interesanta.. Spogląda na ścianę niewidoczną dla kamery z zaciekawieniem. Po chwili zaczyna grać muzyka. Delikwent wyraźnie się uśmiecha, po czym wyciąga z kabury pod stołem Colta 1911 i ponownie spogląda na wspomnianą ścianę przy brzmieniach pianina.*

Daniele Ricci: Od początku wiedziałem, że tu jesteście.. Ba, specjalnie przyjechałem w to miejsce, aby to tutaj dać o sobie znać, każde inne miejsce w którym się wam objawiam, byłoby niemal zdjęciem ze mnie statusu ukrytego.. Ostatnimi tygodniami na galach Evolve, moje interesy nie szły najlepiej, moje stanowisko spadało, spadało, aż w końcu upadło prawie do minimum.. Przez wiele lat mojego życia spotykałem ludzi, którzy byli zniszczeni przez życie, wycieńczeni, smutni nad smutnymi. Oraz wesołych, szczęśliwych.. Z wieloma kobietami, samochodami.. Powodziło im się, mieli smykałkę do interesów.. Wszyscy oni podlegali jednemu człowiekowi, grali do jednej bramki, byli jak jedna wielka.. Familia. Historia toczy koło, zmieniają się tylko aktorzy oraz okoliczności. Ci którzy byli smutni, po pewnym czasie zmieniali się i wchodzili w buty tych szczęśliwych i odwrotnie.. Wielu takich było. Jak to mawiają, niedaleko pada jabłko od jabłoni.. A ja, jako ambitny syn, zawsze chciałem być, jak mój Padre.. Zacznę działać od siódmego Stycznia, tego nowego roku.. Ach.. Ile to obietnic przesuwało się przez tych biednych ludzi.. Ile postanowień.. Ile... kłamstw, potrafili wypowiadać przed zakończeniem starego roku, aby umilić sobie ten nowy. Dość tej farsy!

*W tym momencie The Mob celuje Coltem w stronę niewidocznej dla nas, wcześniej wspomnianej ściany... Pierwszy strzał!*

Daniele Ricci: The Brutal American..

*Drugi strzał...*

Daniele Ricci: Lovro Milovic! I trzeci punkt.. Prizefigh...

*W tym momencie broń się zacina, przez co ostatni strzał nie następuje.*

Daniele Ricci: Dannazione! Cos'è questa merda?!

*Muzyka na chwile przestaje grać..*

Daniele Ricci: Czy kazałem Ci przestać?!

*I w tym momencie powróciła.*

Daniele Ricci: Te wszystkie chłopaczki, bawiące się w pro-wrestling, myślące, że coś znaczą w tym świecie, myślące, że są niebezpieczni, groźni, że należy ich omijać.. Naprawde mnie śmieszą, a jednocześnie czuję się zażenowany, że jestem wrzucany do jednego worka, tych "wojowników".. Wyrotowano mnie do walczenia z tymi dwoma postrzelonymi mattos i Owensem.. It's not personal.. just strictly business. Papo zawsze mawiał.. Swoich przyjaciół trzymaj blisko.. Wrogów jeszcze bliżej. Tak też zamierzam zrobić, poskromienie moich niedzielnych przeciwników będzie dopiero moim pierwszym krokiem we wprowadzaniu siebie w szeregi Pure Hardcore Wrestling! Tak działa świat, są ludzie którzy dają i zabierają, a są takie obiekty, które potrafią tylko zabierać ludziom urok i szczęście z życia.. Jestem jednym z nich, wchodzę w życie ludzi i niszczę je od środka, moi przeciwnicy nie biorą mnie jako poważnego przeciwnika i nie muszą.. W ostatecznym rozrachunku to ja uniosę Thompsona w górę i zrobię huczną imprezę, na całe Avellino, po powrocie do domu z moją Familią! Umówmy się.. I'll make you an offer, you can not refuse.. Połóżcie się na macie, dajcie się odliczyć, cała trójka.. I tak skończycie tak samo, oszczędzicie sobie cierpienia, a mi oraz tym ciemnym fanom czasu oraz wysiłku.. Nikt nie będzie musiał na was dłużej patrzeć psychos! A w szczególności ja. A wiecie dlaczego, od razu po wygranej wrócę do mojej pieknej Italii i będę świętował z moimi ludźmi? Bo mężczyzna, który nie spędza swojego czasu, niekoniecznie wolnego z Familią.. Nie może nazywać się mężczyzną, jest zakałą, pasmem porażek i tylko i wyłącznie wstydem dla swej rodziny, takiego kogoś trzeba bez zastanowienia i chwili zawahania.. Eliminować i zatrzeć ślady. You're making this very.. personal! To jest biznes, a ja zaczynam brać te sprawy naprawdę... Osobiście.

*Muzyka poraz kolejny przestaje grać..*

Daniele Ricci: Vincenzo, C'mere!

*Vincenzo, bo tak nazywa się widocznie jego przyjaciel, grający ów na pianinie, pojawia się zza ściany.. Daniele patrzy na niego wzrokiem, jakby miał się czegoś domyśleć.. Przynosi mu Thompsona, a zabiera Colta, który się zaciął.*

Daniele Ricci: Leave this gun! Bring me Cannoli!

*Obraz się urywa, następnie pojawia, jakby był przeskok w nagraniu. Widzimy jak Vincenzo wchodzi do pokoju z ładnie przyrządzonym posiłkiem w stronę znów ubranego w kapelusz Danielego. Po chwili Syndicate wstaje, trzymając Thompsona w ręku.. Wystrzeliwując cały magazynek w tajemniczą ścianę..*

Daniele Ricci: Wszyscy możemy być równi.. Ale gdy się już rozliczymy, to wy będziecie branymi za tych, którzy śpią z rybami..

*Daniele ściąga kapelusz i przymierza się do posiłku, kamera pokazuje nam w końcu tę tajemniczą ścianę. Są powieszone trzy fotografie, dosyć sporego rozmiaru, plakatowego wręcz. Na każdym z nich jest po jednym przeciwniku Ricciego z Acrophobii. Na Milosie jest dziura po jednej kuli, na Jacksonie tak samo. Jednak gdy kamera przeszła na zdjęcie Kevina Owensa, widzimy serię pocisków z Thompsona. Daniele pokazuje gest ręką w strone okna. Vincenzo ogranicza nam widok do pomieszczenia zasłonami. Kamera oddala się od budynku, słyszymy graną wcześniej muzykę pod sam koniec i kamera gaśnie.*


https://66.media.tumblr.com/a0619e182ac486147a5b8e13ac1f79a8/tumblr_oczydsHlOS1uofr2ko8_500.gif
0/0/0

Offline

 

#4 07-01-18 14:37:43

Yarexon

Marvin Jones

48524231
Zarejestrowany: 17-03-16
Posty: 194
Punktów :   

Re: Ring

Na arenie rozbrzmiewa ”American Soldier,  a  fani od razu zaczynają wiwatować, bo na rampie pojawili się Dave i Martin. The Whitaker Brothers są wyraźnie niezadowoleni, więc zmierzają z tęgimi minami w stronę ringu po drodze przybijając piątki  swoim fanom, a następnie wchodzą do ringu i od razu odbierają mikrofony.

Martin Whitaker: Odkąd tutaj przybyliśmy mówiliśmy, że będziemy tępić każde zachowania, które będą godzić w słabszych bądź różnego rodzaju ataki z zaskoczenia ludzi bez ani kszty honoru. Jak widzieliście wcześniej w tym tygodniu już zdążyliśmy tego doświadczyć. The Hardcore Drunkers pokazali, że nie mają na tyle odwagi, żeby stanąć z nami twarzą w twarz jak prawdziwi mężczyźni. Zachowali się jak mali chłopcy i zaatakowali nas od tyłu, bo wiedzieli, że w inny sposób nie mają z nami żadnych szans.

Dave Whitaker: Dobrze mówisz, bracie, ale niestety dla nich dzisiaj już nie będą mieli możliwości swoich brudnych zagrywek. Staną do walki prawdziwi mężczyźni zahartowani przez wojsko z małymi chłopcami, którzy ciągle myślą o alkoholu i zabawie. Możecie sobie sami odpowiedzieć na to pytanie teraz albo poczekać parę godzin aż to się urzeczywistni. Zrobimy to co mówiliśmy na samym począttku, damy nauczkę tym, którzy nie mają honoru, chociaż w tym wypadku wątpie, żeby to coś dało.

Martin Whitaker: W niedziele zaliczymy pierwszy poważny sukces w PHW, który może nas w przyszłości poprowadzić nawet do glorii i chwały, bo jaka inna drużyna byłaby w stanie rywalizować o PHW Tag Team Championship oprócz nas? The Kirby Crawlers, którzy od nowego początku PHW nie są w stanie wygrać nawet żadnego pojedynku? Ich nikt nawet nie bierze na poważnie. Podobnie jest z The Broken Universe, którzy wydają się jakby byli z kompletnie innej planety, więc kto inny mógłby z nami rywalizować o te tytuły?

Dave Whitaker: Nie lubimy niczego dostawać na złotej tacy, zawsze wolimy na swój sukces zapracować, ale w tym wypadku nie ma nawet jak się wykazać, bo  po dzisiejszej wygranej nie zostanie już żadna drużyna na polu walki. Front walki przed nami się otworzy z prostą drogą aż do PHW Tag Team Championship. Dzisiaj się o tym przekonacie. The war with enemies just begin!

Bracia zostawiają mikrofony w ringu i opuszczają arenę przy jeszcze lepszej reakcji fanów.


https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQBEJ5es-ji5jEstjFNL2JRNWHszcHspIrvsUeOf_qaV_SXCU7u


Marvin Jones
Streak:         Streak on PPV:
9-4-1         2-0-0

Achievements:
1x PHW Hardcore Champion (current)



https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQYQlD4cc4C3r0wJ2XmMwplzdc8EeUZeNKzlaTc_wPj5d-QswP9


Dave and Martin Whitaker
Team Streak:         Team Streak on PPV:
2-0-0         1-0-0
Martin's Streak:         Martin's Streak on PPV:
2-1-0         1-0-0
Dave's Streak:         Dave's Streak on PPV:
2-0-0         1-0-0
Wins-Loses-No contests



VIDE CUL FIDE

Offline

 

#5 07-01-18 15:07:57

Ryse

http://oi64.tinypic.com/atrkn7.jpg

Zarejestrowany: 09-04-16
Posty: 224
Punktów :   

Re: Ring

Na arenie zapada ciemność, a z ciemności wyłania się postać Żniwiarza, zawodnik idzie z zarzuconym kapturem na głowę, po chwili na rampie wybuchają płomienie, a Salvatore stoi już w ringu, po chwili rozpoczyna przemowę

The Reaper : Witajcie w mroku, naturalnym środowisku najgorszych potworów i istot jakie widziała Ziemia. To tutaj narodził się chaos, ból, cierpienia a z nich wyłoniłem się ja, najbardziej niszczycielski i okrutny zawodnik PHW. Już za kilka godzin na tej arenie, wszyscy zgromadzeni ludzie zobaczą piekło, jakie spotka Marvina, osobę która zadarła z uosobieniem demona, człowieka który chciał zabłysnąć, a zderzył się ze smutną rzeczywistością, a także głupca, który rzucił rękawicę wiedząc, że stoi na straconej pozycji. Już dzisiaj to co zaczęło się podczas mojego debiutu w tej federacji dobiegnie końca, to właśnie cztery tygodnie temu, jeden myśliwy, a przynajmniej tak mu się wydawało chciał zapolować na ofiarę, Tą ofiarą miałem okazać się ja, jednak rzeczywistość okazała się zgoła inna, to Jones został upolowany, upokorzony i zniszczony! Tak samo dwa tygodnie temu, jak i teraz, to ja zadałem ostatni cios i to ja mogłem się pastwić nad jego ciałem, wszystko skończyło by się inaczej gdyby nie nasz wspaniałomyślny generalny manager, wymyślił sobie że mamy zmierzyć się na Acrophobia w Monster Ball Matchu! Gdy wasz kochany Myśliwy usłyszał o rodzaju meczu omal nie zemdlał, w sumie smutny widok, patrzący z błaganiem w oczach w stronę szefa wojownik. Jak śmiesz nazywać się wojownikiem? Boisz się stanąć do walki już w pierwszym tygodniu wiedziałem, że jesteś nikim, nie podjąłeś się mojego otwartego wyzwania, bo zwyczajnie stchórzyłeś, bałeś się spotkać z siłą potwora, a teraz to ja zabiorę się w Twoją ostatnią drogę. Nie będzie to przyjemna wycieczka, wręcz przeciwnie spotkasz się tam z niewyobrażalnym bólem, a także zderzysz się z prawdziwą potęgą nie z tego świata! Nasza walka pozbawiona jest jakichkolwiek zasad, a to oznacza tylko jedno, po tej walce nie będziesz w stanie złapać samodzielnie oddechu, upokorzę Cię na oczach Twoich fanów, a Ty nie będziesz w stanie na to zareagować, równo z gongiem całą Twą duże ogarnie ciemność. Mrok w którym to ja będę panem i władcą, i w którym to ja będę rozdawać karty, dla mnie nie liczy się tytuł, równie dobrze mogę go oddać po walce. Jedyne co się dla mnie liczy to złamanie Ciebie, oraz Twoich głupich przekonań, że możesz ze mną rywalizować jak równy z równym. Tak nigdy nie było i nie będzie, równie dobrze mógłbym walczyć z trzema takimi osobami jak Ty, a wiem że wynik walki byłby taki sam. To ja stałbym i patrzył jak ratownicy znoszą na noszach, marne nic nieznaczące istoty.  Królu wśród myśliwych, dzisiaj Twa korona spadnie, a nowym Królem zostanę ja Żniwiarz, którego plonem jest ból i cierpienie kolejnych zawodników. Już za kilka godzin z arsenału zostanie wyjęte tyle broni, jakich świat wrestlingu jeszcze nie widział. A cała marna widownia zobaczy tyle krwi, że ludzie zaczną opuszczać halę a moja maska będzie im się śnić po nocach. Stanę się dla wszystkich największym koszmarem w PHW, postacią która zdominuje tę federację na wieki, a będą to mroczne czasy, w których najmniejszy sprzeciw zakończy się okrutną karą! Nie mogę się doczekać, kiedy to uklękniesz przede mną i z miną smutnego kundla będzie czekać na wyrok, a wtedy ja splunę Ci prosto w twarz i wykonam swą firmową akcję, wieńcząc tym samym wycieńczające starcie, w którym przetrwa tylko prawdziwy nadczłowiek, czyli ja.  Jestem głodny krwi, bólu i cierpienia, tak naprawdę stoczyłem dopiero dwa pojedynki, które całkowicie zdominował, a dzisiejszy wieczór nie będzie inny, ponownie zostaniesz ukarany, tak jak miało to miejsce przed tygodniem. Pamiętaj nawet myśliwy czują strach, a to on jest moim sprzymierzeńcem. Już dziś Jones będziesz bliski wyzionięcia ducha, a ja pokażę Ci, że śmierć czai się tuż za rogiem, po wszystkim nie będziesz już tym samym człowiekiem, jedyne co będziesz mógł robić, to czyścić mi buty, jednak najpierw będziesz musiał opuścić szpital, tym pięknym akcentem, czyli Twym transportem do placówki medycznym, zostanie spięta klamrą historia głupca, który chciał zostać bohaterem, lecz trafił na Demona, który niemal pozbawił go życia.

Reaper zaczyna się głośno śmiać po czym opuszcza arenę

Offline

 

#6 07-01-18 15:38:21

Carnival

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

54657771
Zarejestrowany: 26-05-16
Posty: 620
Punktów :   25 

Re: Ring

Na titantronie ukazuje się obraz z kamery, która znajduje się we wnętrzu luksusowego samochodu. W nim znajduje się Jose Lopez, obok niego musi znajdować się kamerzysta. Panowie dojeżdżają w końcu na miejsce, gdzie ma się odbyć gala PPV o nazwie Acrophobia. Po chwili obaj wysiadają i Lopezzo staje na tle areny.

Jose Lopez: W związku z tym, co się ostatnio dzieje w tej federacji. Postanowiłem zatrudnić własnego kamerzystę… Teraz nie będę miał problemów z tym, że nie ma kto nakręcić rzeczy, które mam do przekazania. A tak się składa, że mam naprawdę masę rzeczy, o których chce porozmawiać. Aktualnie znajdujemy się obok areny, na której odbędzie się Acrophobia. Akrofobia, czyli inaczej lęk wysokości. Nie robi to na mnie nawet najmniejszego wrażenia. Musiałbym być totalnym idiotą by czuć takowy lęk. Jeśli chce się być najlepszym, trzeba być wyżej od innych. Nie czuje ani krzty lęku, tyczy się to nie tylko wysokości. Nie boje się również moich przeciwników, nie boje się też konsekwencji tej walki. Nie oszukujmy się, tylko jedna osoba przetrwa… Mimo przetrwania ta osoba i tak odczuje skutki tej bitwy. Brzmi to sadystycznie, ale mam nadzieje, że to ja będę tą osobą. Pozostała dwójka, której nie uda się wygrać, będzie miała jeszcze gorzej. Więc to nie jest tak sadystyczne, na jakie wygląda… Stoły, drabiny, krzesła… Krzesła, stoły i drabiny. Riddle, Ryback i Lopez. To nie jest przypadkowa kolejność. Co może łączyć Riddle’a z krzesłami? Na nich siedzimy, on również siedzi tylko w trochę inny sposób. Mam nadzieje, że zrozumieliście… Ryback i stoły, to proste. Przecież on spędza prawie całe swoje życie przy stole i żre. Żre, żre i gada głupoty tak wygląda jego cykl… Co mnie łączy z drabinami? Tu was zasmucę, nic. Jeszcze nic… Dopiero podczas walki będzie mnie coś z nimi łączyć. Podczas walki będzie mnie z nimi łączyć to, że będą moją przepustką do głównego mistrzostwa Pure Hardcore Wrestling. Dlaczego to wszystko mówię tutaj, a nie w ringu? Spokojnie, na przemowę w kwadratowym pierścieniu również przyjdzie czas. Jestem tu, bo jest zimno. Tak to banalna odpowiedź, ale za nią kryje się głębsza myśl. Przyzwyczajam się, bo to, co zdarzy się w Main Evencie gali to będzie kolejna zimna wojna… Dobrze wystarczy. A więc czas wejść na arenę.

Lopez i kamerzysta wchodzą do środka hali. Przechodzą po backstage’u i zmierzają ku arenie. Po chwili rozbrzmiewa theme Hiszpana Jose Lopeza! Nie ma z nim już jego kamerzysty. Chico Malo spokojnym krokiem zmierza do ringu, przed wejściem bierze mikrofon.

Jose Lopez: To, co zrobiłem w ciągu ostatnich tygodni, dla wielu może wydawać się niesamowite. Cóż, jakby nie patrzeć takie to było. A to dopiero początek. W me oczy wiał wiatr… Wiał wiatr w postaci przeciwności. Tymi przeciwnościami był przede wszystkim GM. Ten wiatr miał spowodować, że stracę w mych oczach błysk, a pojawią się łzy. Miał sprawić, że ze wszystkiego zrezygnuje. Nie przymknąłem na to oczu, zmierzyłem się z tym… Co teraz widzą moje oczy? Aktualnie widzą bandę żałosnych ludzi. *heat* Ważniejsze jest to, co będą widzieć… A co dokładnie będą widzieć? Mistrzostwo PHW… Będą widzieć je codziennie. Dzień w dzień po przebudzeniu będę mógł spoglądać na mój sukces. Nie tylko na sukces, będę mógł także patrzeć na każdego innego zawodnika z góry… Na Acrophobii postawie kropkę nad I, sięgnę po główny laur. Ściągnę nie tylko pas, ściągnę na siebie uwagę całego świata. Nie będzie to takie proste… Riddle również będzie chciał ściągnąć trofeum. W tej walce będzie również wasz zakłamany idol Ryback. *heat* Na każdej gali wygadywał masę bzdur i się pogrążał. Wy i tak mu przyklaskiwaliście… Patrząc na to szerzej, oni obaj są tyle samo warci. Co zrobił The Prisoner na ostatnim Evolve? Pokazał, że jest takim samym ćwierćinteligentem jak wcześniej wymieniony osiłek. Sprawił, że razem przegraliśmy pojedynek z The Big Guyem i Hallvardem. Z tym Einarem dosyć śmieszna sytuacja. The Monster był tak zdesperowany, że ożywił trupa byle mieć jakiekolwiek szanse w Main Evencie czwartego Evolve… Wróćmy jednak do Kennetha. Przez tyle czasu jechał po The Big Guy’u po to, by na ostatniej prostej zachować się jak on. Cóż, Riddle tłumaczył swoją porażke Rybackiem, który nie rozumie, że są lepsi od niego w tym biznesie. Analogiczna sytuacja, Kenny nie mógł się pogodzić z tym, że wygrałem. Nie mógł pogodzić się z tym, że znalazł się ktoś lepszy od niego samego. Więc użył takiej taniej sztuczki, by połechtać swoje ego… Gratulacje zostałem odliczony do trzech. Tyle że to odliczenie nie oznacza mojej porażki. Ono oznacza moją wyższość nad Kennethem. Oznacza też mój start, skoro już odliczono, to znaczy, że mogę wystartować. Czyli właśnie teraz nabieram tempa, to co robiłem dotychczas, to było przygotowywanie się. Kiedyś wspomniałem o tym, że zabawa rozpocznie się w momencie złączenia się mojej drogi z drogami Riddle’a i Rybacka. Tak też się stało. Właśnie trwa wyścig o miejsce na tronie. Dla większości to The Prisoner jest faworytem, co za nim przemawia? Na pewno fakt, iż posiadał ów tytuł, doświadczenie również jest po jego stronie. Nawet jego paskudna facjata jako jedyna jest na plakacie promującym gale… Za Rybackiem przemawiają jego gabaryty i ogromna siła. To jedyne co on może zaoferować sobą… Jakie fakty są za mną? Za mną nie są fakty… Za mną są Riddle i Ryback. Teraz to oni oglądają moje plecy, taka jest prawda. Riddle stoi już w miejscu, prawdopodobnie to wina The Big Guy’a. Cóż, ja tylko na tym skorzystam. By zrównać się z nimi, nie musiałem przyspieszać. Wszystko robiłem na spokojnie. The Monster w piękny sposób zaabsorbował uwagę Kennetha. Zaabsorbował ją na tyle, że były mistrz utkwił z nim w bagnie… Tak jak wspomniałem wcześniej, ostatnie Evolve było przełomowe w tym wyścigu. Był to punkt zwrotny tej sytuacji. Odliczono mnie, błąd. Odliczono na znak startu, dlatego ich wyprzedziłem. Bo tylko ja widziałem ten znak startu. Oni są zajęci sobą. Nasz psycholog został złamany, uciekł do czegoś tak żałosnego. Za to głupiutki osiłek pewnie teraz myśli, że wszyscy jesteśmy na równi. Od dawna jego mózg… Sam nie wierzę, że to właśnie powiedziałem. Ryback od dawna ukazywał nam taką logikę. Niech sobie dalej patrzy na świat przez pryzmat swojego krzywego zwierciadła. Do tej pory w Pure Hardcore Wrestling walczyłem na dwóch galach PPV. Obie walki były o mistrzostwo, obie wygrałem…  Oczywiście ciężko to porównywać. Czasy nie te, stypulacja nie ta, kaliber nie ten. Nawet Lopez nie ten… Teraz jestem o wiele lepszy i groźniejszy.  Będzie to moja trzecia walka o mistrzostwo. A propos cyfry trzy, wszystko zostało podzielone na trzy etapy. To, co było przed areną, to był wstęp, to co robię aktualnie to nic innego jak rozwinięcie. Ostatnia rzecz to zakończenie, zakończenie będzie miało miejsce podczas walki, gdy wygram pas mistrzowski. W taki sposób zakończy się ta historia i rozpocznie moje panowanie…

El Hermoso oddaje mikrofon, po czym wychodzi z ringu i udaje się na backstage.


Jose Lopez:
1x PHW Heavyweight Champion
2x Polish Champion
23/0/6

https://zapodaj.net/images/6690c7b43c85f.png

Bo Dallas
2x Television Champion
5/0/10

Offline

 

#7 07-01-18 16:43:19

 vieiraa5

Future of PHW

Zarejestrowany: 26-12-17
Posty: 114
Punktów :   

Re: Ring

Rozbrzmiewa muzyka charakterystyczna dla Kevina Owensa i po chwili właśnie on pojawia się na arenie! Zmierza w stronę ringu, ale widać że jednak nie jest z tego zadowolony.

Kevin Owens: Ehhhhh... Zarząd PHW kazał mi tu wyjść do Was, aby wygłosić jakieś przemówienie, opowiedzieć o moich przeciwnikach na dzisiejszym PPV, aby być bardziej "over" z Wami i przy okazji oni to nagrają i wrzucą na "YouTube", abyście mogli "za darmo" to obejrzeć.... Po moim trupie. Nie jestem tutaj, aby zdobywać przyjaciół, nie jestem tutaj aby zdobywać sympatie fanów, a już na pewno nie jestem tutaj po to aby wykonywać tak durne polecenia zarządu tej federacji. Więc nie-wybaczcie, ale mam ważniejsze sprawy do zrobienia. Adios

K.O rzuca mikrofon, macha do kamery z wymalowanych wyrazem ironii na twarzy po czym udaje się na Backstage


http://i.imgur.com/XCAoFqZ.jpg

"I'm the best in the world at what I do, and there's only two things you can do about that; nothing, and like it!" - AJ Styles

Kevin Owens
3/2/1


http://www.bankfotek.pl/image/1884814

Offline

 

#8 25-02-18 16:30:41

Panter

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 05-01-18
Posty: 131
Punktów :   15 

Re: Ring

http://www.wikimetal.com.br/wp-content/uploads/2017/12/MTV-Unplugged-600x338.jpg



Na ekranie pojawia się owy obrazek, gdzie jednak logo popularnej stacji MTV zostało sprytnie zmienione na logo federacji PHW. Arenę przepełniają światła w kolorystyce głównie fioletowej, z domieszką żółci i czerwieni, zaś na samym środku ringu ustawione jest dosyć wysokie krzesło. Dla dekoracji, w kwadratowym pierścieniu na specjalnie dostawionych stolikach poustawiane są świeczki, a przed samym krzesłem ustawiony jest mikrofon. Całość prezentuje się bardzo klimatycznie, a gdy obraz na głównym ekranie gaśnie... Rozlega się Angry Chair! To może oznaczać tylko jedno! Na rampie ukazuje się nam jeden z dwóch uczestników walki o pas Hardcore Championsip - Wes Wallace! Man of Mayhem ma ze sobą gitarę akustyczną z ładnym zdobieniem - żniwiarza grającego na owym instrumencie i przy dosyć sporym buczeniu widowni, na co wyraźnie stara się nie zwracać uwagi, podąża w stronę ringu. Gdy Lone Rider jest już w kwadratowym pierścieniu, zasiada na krześle i ustawia pod siebie mikrofon.

Wes Wallace: Ekhem... Panie i panowie, witam was serdecznie na pierwszej w historii edycji PHW Unplugged! <lekki cheer z domieszką buczenia, podczas którego Wes odpala papierosa> Muzyka w dzisiejszych czasach przeżywa bardzo zły czas... Ludziom niestety ciężko docenić jest już prawdziwego artystę. Przestało liczyć się brzmienie, przestały się liczyć słowa, bo większość społeczeństwa przestała zagłębiać się w teksty, które obecnie są lekko mówiąc - prymitywne, a miejsce dla nich to jedynie kosz na śmieci. Na szczęście jest jeszcze garstka osób, które zostały obdarowane, jak ja to mówię... "Dobrym słuchem". Te właśnie osoby na pewno wiedzą, że nie jestem jedynie "garażowym muzykiem" i oprócz kariery profesjonalnego zapaśnika, jestem również profesjonalnym muzykiem, któremu w środowisku "prawdziwej muzyki" wiedzie się bardzo dobrze i nie mogę narzekać chociażby na zainteresowanie koncertami, czy sprzedaż płyt. Jako, że znacie mnie ze strony człowieka z bardzo dobrym sercem <ironiczny uśmiech>, postanowiłem zagrać dzisiaj dla was kilka utworów, przeprowadzając jednocześnie egzorcyzmy na waszych uszach, dla których zapewne codziennością jest wysłuchiwanie mało ambitnych linii melodycznych i tekstów o kobietach lekkich obyczajów, zażywania narkotyków, czy odbywaniu stosunków płciowych... Jak na profesjonalnego i klasowego muzyka przystało, zostało mi jedynie zaprosić was do wysłuchania... <Wes wyrzuca papierosa, po czym zaczyna grać>

Wes Wallace - Wish It Was True



Wes Wallace: Tak, prawdziwa muzyka... Emocje, dreszcze, gdy człowiek stworzy coś pięknego, dopiero może poczuć się spełniony. Nie zważa wtedy na pieniądze, na przyjaciół, nie zwraca uwagi na wszystko co go otacza. Najważniejsza jest ta duma i spełnienie... Jeśli ktokolwiek z was był postawiony kiedyś w takiej sytuacji, nie może się ze mną nie zgodzić. A teraz zapraszam do wysłuchania drugiego utworu... Utworu, który zawsze dodaje mi energii, zawziętości i ogromnej chęci do walki, za każdym razem, gdy wychodzę do ringu. Wspaniała piosenka zaśpiewana przez jeden z najlepszych głosów, który kiedykolwiek gościł na ziemi - Angry Chair od Alice in Chains.

Alice in Chains - Angry Chair (Wes Wallace acoustic cover)



Wes Wallace: Większość z was nie znała mnie z takiej strony, zaskoczeni? Moje życie obrało taką drogę, że rozwijałem się w wielu kierunkach. Miałem ogromne ambicje... I wiecie co? Jestem z tego cholernie dumny, bo potrafiłem coś konkretnego osiągnąć i niczego nie dostałem za darmo, ale o tym powiem może za krótką chwilę... Serdecznie zapraszam teraz do wysłuchania kolejnego utworu, tym razem ze specjalną dedykacją... <Wes sięga po butelkę wody i bierze kilka łyków> Dla D-Von'a Dudley... <cheer>

Our Last Night - Same Old War (Wes Wallace acoustic cover)



Wes Wallace: Bycie profesjonalnym muzykiem ma jednak swoje pewne wyrzeczenia. Podczas swoich koncertów zawsze muszę zachować klasę, bo bez tego nie mógłbym przypisać sobie takiej cechy jak właśnie "profesjonalizm". <Wes odpala papierosa> Rozwijanie się w wielu kierunkach dało mi za to wiele możliwości... Tak naprawdę mam kilka obliczy. Jednym z nich jest właśnie ten prawdziwy artysta, którego tworzenie muzyki odpręża oraz sprawia ogromną satysfakcję. Jednak jeśli popatrzy się z zupełnie innej strony, na pierwszy plan wysuwa się ogromne przeciwieństwo... Wysuwa się moje prawdziwe oblicze, które możecie oglądać każdego tygodnia, właśnie w tym ringu. Nie myśleliście chyba, że pojawiłem się tu tylko po to, żeby zagrać dla was kilka piosenek, dając ogromną radość wam, a przede wszystkim waszym uszom, po czym odejdę krótko po otrzymaniu ogromnych braw? Ten początek mógłbym nazwać jedynie zwykłym pokazem ponadprzeciętnych umiejętności, który w prawidłowy sposób zamyka usta ignorantom, nazywających mnie "garażowym muzykiem". Wyszło świetnie, nieprawdaż? <Wes ironicznie się uśmiecha, po czym wyrzuca na matę niedopalonego papierosa> Jedynie godziny dzielą nas od Last Station, czyli głównego przystanku na drodze do najważniejszej gali w roku. Nie jest tajemnicą, że stoczę tam swoją najważniejszą walkę w całej karierze, bo co tak naprawdę mogło mnie spotkać tutaj lepszego od walki z jedną z legend ECW, hardcore'u i całego wrestlingu? Legendą, która w waszych oczach jest nieustraszona i zawsze daje wam jak najwięcej rozrywki... Yeah, to będzie brutalna bitwa, ogrom przelanej krwi i tak jak mówiłem, mój najważniejszy pojedynek w całym dotychczasowym życiu, ale... Ale czy będzie najtrudniejszy? <Wes odpala kolejnego papierosa, kiedyś będą musiały wypaść mu płuca> Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że walczę od swoich najmłodszych lat. Dobry czas temu, gdy przemierzałem jeszcze swoim harleyem Stany Zjednoczone wraz ze swoją ekipą, nie zawsze było lekko. Prowadziliśmy warsztat, mieliśmy własny bar, który pomagał nam się utrzymywać, jednak każdy z nas chwytał się zupełnie różnych rzeczy w celu jakiegoś zarobku. Nie zaskoczę was w tym momencie, bo doskonale wiecie, iż muzyka towarzyszy mi od najmłodszych lat i koncerty dawały mi potrzebne pieniądze na przeżycie... Jednak to drugie oblicze sprowadzało mnie do nielegalnych walk, które dawało większe zyski. Spotykałem na swojej drodze niezwykłych ludzi, prawdziwych szaleńców, psychopatów, niektórzy byli wręcz uzależnieni od bólu i sprawiał im on wielką przyjemność... Te chore stworzenia były swego czasu koszmarem, jednak odpowiednia ilość gotówki i chęć sprawiania bólu innym, czy też przeraźliwa wręcz chęć walki zwyciężała za każdym razem. Gdy patrzyłem w oczy tej legendzie hardcore'u, nie odczuwałem strachu, tak jak wtedy, gdy stawałem naprzeciw tych zwierząt... Nie czułem żadnego lęku, jego spojrzenie było puste, nie miało w sobie zupełnie nic. Mógłbym rzec tylko, nie taki straszny ten D-Von, jakiego go opisywali... <Wes odrzuca papierosa na ziemię, po czym wsłuchuje się w chanty dopingujące jego rywala> Dudley od wielu lat prowadzi z innymi tą samą, długą wojnę i radził sobie w niej większość czasu bardzo dobrze. Jest jednak jedna wojna, której nikt nie jest w stanie wygrać... Tak, to wojna z czasem... Każdy z nas ma swój początek, który prowadzi jedynie do końca i zostajemy czasem postawieni w momencie, gdzie możemy dokonać pewnego wyboru. Możemy uciec zostając zapomnianymi, możemy też odejść z twarzą będąc zapamiętani... Można też walczyć, jednak czy walka w pewnych chwilach jest konieczna? Czy taka walka ma w ogóle sens? Czy jest ona do wygrania? Tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa.... Nie. Próbowałem to przetłumaczyć Dudleyowi podczas naszego pierwszego spotkania, ale on nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli, odczuwa strach przed spojrzeniem prawdzie w oczy! Próbowałem powiedzieć mu, że to wojna, której nie jest w stanie wygrać... D-Von myśli jednak inaczej. D-Von myśli, że wystarczą mu krzesła, stoły i inne różności, jakimi tylko będzie w stanie mnie poobijać, aby wygrać ten pojedynek. Nie spodziewałem się, że wasz ulubieniec może być takim ignorantem, a jeśli ktokolwiek z was jest choć w jakiejś części istotą myślącą już wie, dlaczego zadedykowałem Dudleyowi właśnie wcześniej zagrany utwór... <Wes uśmiecha się ironicznie, po czym bierze głęboki oddech> Nie jestem najmłodszy, mam 35 lat, masę przeżytych doświadczeń i widziałem w swoim życiu więcej, niż pewnie wy wszyscy razem wzięci... Mimo to jestem ignorowany i skazany na porażkę przez was i przez samego Dudleya. Powiedzcie mi jednak, w jakim stanie jest teraz ten D-Von? Po pierwsze, przepełnia go już ślepota, bo patrząc na mnie wywnioskował, że dopiero rozpoczynam swoją karierę <Wes uśmiechając się przeczesuje swoją brodę> Tego sam się nie spodziewałem. Po drugie, musi mieć wyraźne ubytki na słuchu, bo najwidoczniej nie słyszał mnie gdy mówiłem, że nie mam zamiaru pakować się w żadną współpracę. Po trzecie, przepełnia go ogromna naiwność, ale sami najlepiej pamiętacie, jak skończyła się nasza ostatnia walka drużynowa... Tym bardziej, że przed samym pojedynkiem zagrałem na nim jeszcze ładniej, niż wam wszystkim na tej gitarze krótko po moim pojawieniu się w tym ringu. Po czwarte... Pewnie jesteście zaskoczeni, że tyle mogę wymieniać? A więc po czwarte, ta "legenda hardcore'u" nie może być w najlepszej kondycji fizycznej, skoro jedna wizyta na "Wściekłym Krześle" potrafiła uśpić go na dłuższy czas... Tak jest D-Von, czasu nie oszukasz. Co ci z twojej waleczności, co ci z tych wszystkich tytułów, co ci z historii, skoro teraz jesteś już cieniem samego siebie z przeszłości? Dałem ci wybór, okazałem to swoje "dobre serce", a ty tak po prostu to odrzuciłeś... Widzisz Dudley, próbowałeś stanąć do pojedynku z czasem, twoja wola walki jest naprawdę godna podziwu, jednak ten jest bezlitosny... Ten czas posłał do boju największego wojownika, jakiego tylko mógł, żeby podciął ci skrzydła i odebrał życie twoim marzeniom o budowaniu imperium opartego na historii, hardcorze i twoim ukochanym ECW. Yeah, powiedziałem na początku, że nic nie mogło mnie spotkać lepszego na starcie, niż walka z "legendą hardcore'u"... I nic nie będzie lepszego niż jej zniszczenie, a także zdeptanie owej "legendy".... Obudź się, Dudley! To nie jest miejsce, to nie jest czas... To nie jest ring dla starych ludzi! Teraz jeszcze tego nie potrafisz zrozumieć, jednak za kilka godzin wszystko się zmieni. Zapamiętaj D-Von... Fakty są takie, że w naszej opowieści to ja jestem Antonem Chiurgh'em... A po obejrzeniu tego wspaniałego filmu, który ci bardzo gorąco poleciłem w celu pewnych refleksji, powinieneś zdać sobie sprawę, że to Anton Chiurgh zawsze wygrywa i każdy cel, jaki sobie tylko stawiał, zostawał prędzej czy później spełniony... Możesz starać się uciekać od prawdy, możesz starać się jej przeciwstawić, jednak gdy powiesz jedno słowo za dużo, albo postawisz jeden krok za daleko... Chiurgh będzie na ciebie czekał i zrobi to, co wychodziło mu najlepiej... Będziesz po prostu martwy. Chcesz zostać zapamiętany jako ten, który potrafił walczyć do ostatniej kropli krwi, jednak nie myślisz o tym, że krew przelana dzisiaj wieczorem może być ostatnią, jaką właśnie przelejesz w tym ringu... I pamiętaj! Nie obchodzi mnie ECW, nie obchodzi mnie hardcore, nie obchodzi mnie, że stoczymy bój na "twoim podwórku", to wszystko jest tak naprawdę gówno warte! I nie pomogą ci tu stoły, nie pomogą ci krzesła, nie pomogą ci okrzyki z widowni! Ta wojna... To będzie koniec starego, schorowanego człowieka, który polegnie we własnym domu... To będzie koniec pewnego rozdziału w historii wrestlingu... "To nowa era, to czas ludzi cienia" - tak śpiewał pewien polski artysta. Ja wyszedłem z cienia, pojawiłem się w odpowiednim momencie i jestem gotów cię wykończyć D-Von, rozpoczynając nową erę dla pasa Hardcore Championship. Jesteś zbyt zaślepiony historią żeby ujrzeć, kogo napotkałeś na swojej drodze, wiesz o mnie teraz zbyt mało... I możesz tu przyjść, wmawiać tym wszystkim ludziom co tylko twoja chora wyobraźnia nasunie ci do głowy, robić im wodę z mózgu, to nie zmieni zupełnie nic!  Prawda jest taka, że dzisiaj czeka nas pierwsza bitwa, pytanie brzmi tylko, czy zakończy ona wojnę?. Za to jedno jedno jest pewne Dudley... Bliżej ci jest do choroby Alzheimera, niż zdobycia pasa Hardcore... I na zakończenie mam dla ciebie jeszcze jeden utwór, a dokładniej cztery wersy piosenki napisanej niegdyś przeze mnie... <Wes sięga jeszcze po gitarę, po czym poprawia lekko mikrofon> Ekhem... "This time is different... It's not like the times before... I crossed my heart........ That I will kill one more..."

Po tym, jak Wes wykonał kilka wersów swojego utworu, zmieniając tekst w ostatnim z nich, wstał razem z gitarą i przy sporym buczeniu ze strony publiczności udaje się w stronę zaplecza. Man of Mayhem zatrzymuje się jeszcze na rampie oglądając się w stronę zgromadzonej widowni i krzyczy coś w stylu "New Hardcore Champion", po czym obraz z kamery gaśnie...

EDIT: Tylko wyśrodkuje linki do piosenek dla estetyki, żeby nie było

Ostatnio edytowany przez Panter (25-02-18 16:31:43)


https://i.axs.com/2017/07/37119-optimized_5962ab9b5b7e2.jpg

Wes Wallace

9 / 1 / 4

1x Hardcore Championship

Offline

 

#9 25-02-18 17:15:12

 Raptor

YO

37607244
Zarejestrowany: 28-02-16
Posty: 644
Punktów :   15 

Re: Ring

We're Comin' Down! Do ringu zmierza D-Von Dudley!

D-Von Dudley: Jesteście tutaj!? *cheer* Po pierwsze bardzo się cieszę, że ze mną jesteście. Mimo upływu lat wciąż pamiętacie o mnie, o Dudley Boyz, pamiętacie o E-C-W! Tak, jednak nie przyszedłem tutaj po to, żeby mówić o tym, co było. Ważniejsze jest to, co jest teraz i to, co będzie w najbliższej przyszłości, a fakty są takie, że D-Von Dudley bierze udział w pojedynku o PHW Hardcore Championship! *cheer* Co więcej, zdaniem większości widzów, jestem faworytem tego pojedynku! W sumie śmieszy mnie to. Zabawne jest, że pomimo mojego wieku, pomimo tego, iż to ja zostałem odliczony w poprzednim pojedynku i pomimo tego, że naprzeciw mnie stanie wybraniec samego General Managera Johnny'ego Walkera...i tak większość z was wskazuje mnie jako faworyta tej walki! Zgoda, jestem bardziej doświadczony i miałem wielokrotnie do czynienia z pojedynkami bez zasad, dywizją hardcore...tymi bzdurami, które dla Wesa Wallace'a wydają się być śmieszne...jednak czy to naprawdę wystarczy? Naprawdę dzisiejsze pokolenie wrestlerów nie ma do zaoferowania nic lepszego? Poza tym pan Wes Wallace zdążył już pokazać, że jebanie wszelkich zasad nie jest mu obce...co jest chyba jedynym aspektem przemawiającym za umieszczeniem go w tym pojedynku. Brawo, Wallace, na poprzednim Evolve podałeś PIERWSZY rzetelny argument, dlaczego zasługujesz na udział w pojedynku bez zasad!

D-Von zatrzymuje się na chwilę, spoglądając na zegarek.

D-Von Dudley: Słuchajcie, nie mam za wiele czasu, bo te parkingi w tym kraju są zajebiście drogie, a poza tym muszę jeszcze na myjnię skoczyć, a potem jeszcze wrócić na walkę. Wes Wallace...tak? O nim chyba mówiłem. Przepraszam, stary jestem, Wallace, Walker, to w sumie podobne, może dlatego go wybrał. Ale dość o Walkerze, niech sobie w spokoju popija trunek o tej samej nazwie i niech dalej myśli, że ta nazwa została wybrana na jego cześć. WES WALLACE! Pan Muzyk, inaczej mówiąc. Marilyn Manson pro wrestlingu! Cóż, mam nadzieję, że tym razem w trakcie walki nie będziesz śpiewał, chyba że zaprosisz do ringu jeszcze DJ'a i całą ekipę od przerabiania głosu, bo na surowo i na trzeźwo to trudno będzie to znieść. Chyba, że może to jest twój sposób na odniesienie zwycięstwa? Niezły pomysł, może miałbyś szanse. W przeciwnym razie...co takiego będziesz miał do zaoferowania? Uderzysz mnie swoją gitarą? Mikrofonem? Zrzucisz mnie z narożnika na perkusję? Doskonale wiesz, kim jestem, jakie walki w swojej karierze stoczyłem i że nie zrobi to na mnie większego wrażenia. Krzesło? Proszę bardzo! Kosz na śmieci? Proszę bardzo! Stół? <publika się ożywia, D-Von uśmiecha się w ich kierunku> Widzę, że znacie odpowiedź. Wszyscy tu dokoła, jak również ty, Wesie Wallace, macie świadomość, że pojedynki bez zasad należą do moich ulubionych. Pamiętam poprzednie PPV, którym była Acrophobia. Gala, na której odbywały się takie wspaniałe pojedynki, jak Ladder, czy TLC Match. Ja jednak dostałem...Normal Match! Cóż, tym razem, jak widzę, Johnny Walker przejrzał na oczy i umieścił mnie w czymś ciekawszym. Przeciwnik też wydaje się być nieco lepszy, niestety panie Wesie Wallace, D-Von Dudley to nie jest jeden z Kirby Crawlers, a jeden atak znienacka to za mało, by zwyciężyć w No Holds Barred Matchu. Mam jedną radę dla mojego rywala - przygotuj się należycie do tej walki, przećwicz uniki, uciekanie z ringu, wracanie, szybkie wyjmowanie przedmiotów, bo może ci się to przydać. Mam nadzieję, że jednak stoczysz ze mną godny pojedynek, by zapewnić dobrą rozrywkę tym wszystkim ludziom, którym plujesz w twarz, a ja nie będę musiał skuć samego siebie w kajdanki, żeby nie zrobić ci zbyt dużej krzywdy.

D-Von uśmiecha się jeszcze raz w stronę publiki, po czym odkłada mikrofon i kieruje się w stronę wyjścia.


http://media.giphy.com/media/144onOs6QxkYj6/giphy.gif

Raptor's PHW Achievements:
- skomentowanie własnej gali jako HB
- utrata pasa mistrzowskiego na rzecz NPC
- pomysłodawca Hamster Cage Matchu

Offline

 

#10 25-02-18 18:44:53

Ryse

http://oi64.tinypic.com/atrkn7.jpg

Zarejestrowany: 09-04-16
Posty: 224
Punktów :   

Re: Ring

Na hali zapada mrok, nagle słychać uderzenie błyskawicy, a na rampie pojawia się on The Reaper!

Reaper: Witajcie w piekle <nagle całą arenę wypełnia czerwone światło> Właśnie tutaj za kilka godzin trafi wasz kompan, stąpający w swej normalności Dan Dowson. Widzę, że nie miałeś na tyle odwagi aby stanąć w ringu i powiedzieć coś w moją stronę, cóż spodziewałem się tego. Wiedziałem, że po odmowie współpracy oraz po mojej ingerencji w Twe poczynania, po zaburzeniu Twego toku funkcjonowania coś pęknie. Okazało się, że stało się coś więcej, Twoja wola bycia kimś została złamana, znów jesteś Broken stałeś się nikim, kimś kim byłeś wcześniej, a jak wiadomo patrzymy w przyszłość aby nie popełniać błędów z przeszłości, Ty właśnie popełniłeś taki błąd Dan, z moją pomocą wróciłeś do przeszłości i zostałeś złamany. Nie oszukasz prawdy, moje nadejście sprawiło, że Twe plany legły w gruzach, sprawiły również że zostałeś wciągnięty w grę z której nie do końca jesteś w stanie wyjść. Siedzę w Twej głowie i nie jesteś w stanie temu zaprzeczyć Danie Dowsonie Twe szansę na zostanie kolejnym powracającym i zwyciężającym  zostały pogrzebane wraz z pojawieniem się mnie Żniwiarza, który zaczyna polowanie na dusze zabłąkanych osobników. Wróciłeś do federacji, jednak nadal nie wiesz kim tak na prawdę jesteś. Odpowiem Ci na to pytanie stałeś się nikim znaczącym dla wszystkich tych, których uważasz za fanów. Oni nie potrzebują Ciebie, a Ty nie potrzebujesz ich. Jedyne czego potrzebujesz to podążenie za odpowiednią osobą, ja dałem Ci szansę, Ty z niej  nie skorzystałeś i właśnie do doprowadziło nas do miejsca w którym teraz jestem, do wnętrza piekła. Właśnie tutaj znajdzie się Twoja dusza podczas naszego pojedynku, mimo tego, że ciałem będziesz w ringu to Twa dusza odpędzie podróż bez powrotu, w której czeka na nią tylko krew, cierpienie oraz łzy. Wybrałeś sobie złą osobę do rywalizacji, ponieważ postanowiłeś stanąć w szranki ze samym wcieleniem zła. Już za parę godzin dowiesz się co jest w stanie zrobić potęga ciemności, jak wielką mocą władam i jak bardzo jesteś zakłamany w swych przekonaniach. Wtedy wrota piekieł zostaną otworzone a Demon drzemiący we mnie zostanie przebudzony, gdy to się stanie to wiedz, że będzie On pragnął ofiar, a litość jest dla niego słowem nieznanym. Ministry of Darknes, właśnie tam mogłeś wrócić do normalności, na Twoje nieszczęście nie podjąłeś jedynej słusznej decyzji, dlatego nie staniesz się jednym z mentorów tej organizacji, staniesz się za to jej pierwszą ofiarą. Nie wiem jak się na to zapatrujesz, ale po naszej walce w końcu uwierzysz w mistyczne siły, które są w stanie zdać Ci ból jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłeś. Miałem ze sobą dwóch mentorów, mieli pokazać mi moc ciemności, ja jednak od początku nad nimi górowałem, czułem że mrok który mnie ogarnia sprawi, że będę zdolny do wielkich rzeczy, tak też się stało, po zakończeniu w brutalny sposób współpracy z mymi nauczycielami o ile można ich tak nazwać przejrzałem na oczy, zrozumiałem że jestem naprawdę potężny. Poczułem, że nie ma dla mnie rzeczy nie możliwych do wykonania, tak właśnie się stało,z dniem zakończenia współpracy z Undertakerem i Kanem stałem się większym potworem niż obaj razem wzięci. Poznałem ich klucz do sukcesu, na dobrą sprawę oni nigdy nie zdominowali federacji, dlatego postanowiłem udoskonalić ich strategię, nie mam zamiaru nazywania siebie trzecim bratem zniszczenia, wręcz przeciwnie, ja stałem się panem wszelkiej ciemnej materii krążącej wokół PHW. Swoją drogą Dan przypominasz trochę Dedala, chciał ratować swego syna, jednak zatracił się w tym wszystkim, nie przewidział głupoty młodzieńca, doprowadził do tragedii. Z Tobą sytuacja ma się podobnie, też jesteś zatracony w swych chorych przekonaniach, to wszystko doprowadzi do Twego tragicznego końca. Już dziś zostaniesz wystawiony na próbę, z którą nigdy wcześniej nie przyszło CI się mierzyć, nigdy wcześniej nie walczyłeś z kimś kto nie jest zwykłym  człowiekiem. Bodźce jak strach czy głód, już mnie nie dotyczą jedynie czego pragnę to zadawanie bólu mym rywalom, to również żądza zemsty za to,że podczas pierwszej walki na PPV zostałem jawnie oszukany, walka miała być bez jakichkolwiek zasad ja jednak pozostałem w pewnym stopniu ograniczony. Wtedy też postanowiłem zniknąć, wróciłem jednak, chciałem aby to wyglądało inaczej, jednakże pojawiłeś się Ty, wszystko zepsułeś, byłeś niczym szarańcza w dopiero co rosnącym plonie, jest jednak recepta na pozbycie się robactwa całkowite unicestwienie. Właśnie za kilka chwil zostaniesz zabrany w inny świat, tam rządzę ja, a żaden śmiertelnik nie powrócił z tego miejsca taki sam, nikt z nich nie był tą samą marną istotą. Dan podobnie będzie z Tobą, po przemianie jaką CI zapewnię zrozumiesz, że ciemność to potęga i wrócisz do mnie na kolanach, błagając o wstąpienie do Ministry of Darkness. Ja wtedy stanę nad Tobą każę Ci uklęknąć,a następnie zacznę torturować tak samo jak podczas naszego starcia za kilka godzin, szansę ode mnie otrzymuje się tylko raz, jeśli z niej nie skorzystasz zostajesz automatycznie skazany na wieczne męki i cierpienie. Danie Dowsonie nadchodzą nowe mroczne czasy i Ty nie jesteś w stanie zatrzymać Żniwiarza pragnącego dusz. Do zobaczenia w piekle !

Repaer znika

Offline

 

#11 25-02-18 19:00:06

Shiro

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

16217684
Zarejestrowany: 21-02-16
Posty: 287
Punktów :   16 

Re: Ring

Kamera pokazuje nam salę gdzie siedzi przygotowującys ię do walki Dowson

Doszły mnie słuchy, że anioły ciemności oblegają tą federację, nadchodzi MInistry of Darkness, blah, blah, blah... Czy to nie trąci czymś? Mając w nogach, w rękach wiele walk po pewnym czasie coś się powtarza. Tak samo jest i tutaj. Uczeń niby przerósł mistrza, a następnie chce sam być mistrzem. Czy to nie jest jakiś tani żart? Twardo stąpając po każdym ringu udowadniałem wielu rzeczy, o jakich nikt nie śnił. Reaper, bo do ciebie kieruję ten krótki przekaz... Znajdź sobie kogoś, kto ciebie głupio posłucha i zacznie przytakiwać jak piesek umieszczany w samochodach. Wiesz, taki ruszający jedynie na tak główką... Ze mną tobie to się nie uda. Jestem ponad to, co uważasz za święte, jestem ponad tymi śmiesznymi podziałami. Ja wielki Reaper wyciągam rękę do jakiegoś no-name'a, który chciał zabłysnąć i powrócić, ale miał mnie gdzieś... Czyżby to ciebie zabolało? Żniwiarzu? To właśnie na Last Station wsiądziesz w pociąg, którym pojedziesz w drogę do zapomnienia, to właśnie na tej gali ja ciebie pokonam i powrócę na miejsce, gdzie byłem już jakiś czas temu. To ja tutaj rozdawałem karty a teraz, siedząc w stroju zawodnika odczuwam coś, czego mi wczęśniej brakowało. Widzisz, Mr Reapy? To ja tutaj byłem kimś, gdzie ceibie nie było w planach na zakontraktowanie, a na twoje nieszczęście nadepnąłeś mi na odcisk. Nie zamierzam z tobą przegrać, abyś udowodnił, że mroczne siły tchnęły w ciebie nowe życie. Nie poddam się w tej walce, abyś ty mógł udowodnić swoje chore idee. Po trzecie nie znokautujesz mnie, bo to ja, niczym w pojedynku Dawida z Goliatem okażę się tym pierwszym. Skoro lubisz mitologiczno - religijne odwołania, na pewno znasz tą przypowieść. Ktoś skreślany na porażkę odniósł zwycięstwo. To samo nastąpi już za parę godzin, podczas gali PPV. A wtedy to ja wyprowadzę jeden, jedyny, odpowiedni ruch, aby ciebie wykończysz. Skończysz jak relikt przeszłości, skamielina PHW, która na pewno będzie doskonałą pamiątką, a moim pierwszxym skalpem po powrocie do normalności. A wtedy, Mrs Reapy, klękniesz w tym ringu i uznasz moją siłę.

Obraz na kamerze znika, ustępując napisowi "Guess, who's back"...


https://78.media.tumblr.com/f6fbe1924a56cec411554b0a03d6fcdf/tumblr_o55vkfCgnj1rfd7lko1_400.gif

Offline

 

#12 01-04-18 14:52:20

 Bryx03

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 11-03-16
Posty: 320
Punktów :   13 

Re: Ring

*Kamera ukazuje nam stojącego Paula Heymana oraz siedzącego na macie obok niego Rybacka. Obaj mają mikrofony*


Paul Heyman: Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta, mam na imię Paul Heyman, i jestem adwokatem The Steel Muscles, The Big Guy'a, pierwszego wyboru w draft'cie Godzili, Rybacka. W gruncie rzeczy na tym mógłbym zakończyć moje przemówienie, gdyż nawet Paddy Jackson wie, że na niego wystarczy. Ale to byłoby nieprofesjonalne, a ja nie mam zamiaru postępować nieprofesjonalnie. Mój człowiek Ryback to najlepszy zawodnik w całym PHW, przedstawiający wybitne wartości za mikrofonem, które ujawniają się w mojej osobie, oraz bardzo dobre umiejętności ringowe. Charyzma, nieskończone pokłady energii oraz dobitność z jaką przedostał się przez wszystkie szczeble PHW sprawiła, że jest postacią wybitną, i tak naprawdę jedną z legend PHW. Na Evolve przegraliśmy pojedynek, z tego powodu, że Dan Dowson jest legendą tylko z nazwy...wybacz Dan, to nic personalnego. Paddy Jackson to nieudacznik, który w dodatku nic nie osiągnął, a walkę na Paradise Lost dostał z litości od Johnny Walkera. I ta litość dla Paddy'ego niestety odbiła się na moim kliencie, który teraz jest zmuszony walczyć z nic nie znaczącym rywalem, który mógłby mieć i kilkunastu popleczników na zapleczu, ale nic by nie osiągnął. Wiele rzeczy mnie w tej federacji zastanawia, ale najbardziej jedna kwestia - co do cholery w karcie robi Paddy Jackson? Fakt, że jest to Singles Match jednak nie sprawi, że Jackson dostanie mniejszy oklep. Oznacza to po prost, że gdy tylko pójdzie po jakieś nieczyste zagranie usłyszycie państwo gong. Oczywiście, że Jackson jest przystankiem w drodze na szczyt mojego człowieka. Ale czy pas mistrza PHW jest szczytem? Z całym szacunkiem dla Kennetha Riddle czy Jose Lopeza - nie dla nas. Mój klient chce dawać najlepsze walki, a pas mistrza PHW po prostu na to nie pozwala, ponieważ ciągle dzieją się tam dziwne rzeczy przepełnione nienawiścią i jadem walczących o władzę ludzi. Ale władza nie jest tam do góry...jest tutaj na ringu. My jesteśmy tą władzą, i tę władzę reprezentujemy. A teraz mój klient wypowie się na temat tej walki


*Ryback uśmiechnięty i wciąż siedziący obok swojego adwokata przykłada mikrofon do ust*

Ryback: Będę mówił z tej pozycji, żeby w końcu zniżyć się do poziomu Jacksona. W zeszłym tygodniu mój adwokat zauważył pewną rzecz - Paddy Jackson jest do niczego. I niestety, przez tydzień nic się nie zmieniło. Mało tego, jego speech z ostatniego Evolve był chyba najgorszy jakie widziałem w tej federacji, a widziałem tu speeche Romana Reignsa, Kevina OWensa czy niestety Kennetha Riddle. Ale takiego gówna to nie widziałem nawet jak wchodziłem do kibla po Big Showie jeszcze za czasów WWE. Ja naprawdę staram się szanować swoich rywali. Problem jest tylko taki, że na szacunek nie zasługuje ten, który nic nie zrobił. Otóż dla mnie o szacunek trzeba walczyć, nie dostaje się go z urzędu, tylko dlatego, że jest się człowiekiem. A co takiego zrobił Paddy? Pokonał paru ludzi, których składałem jak domino nawet bez większej formy. To ma dać szacunek? Od kiedy normalność musi być obdarzana szacunkiem? Paddy dostał ode mnie prezent, ponieważ obdarzyłem go brakiem szacunku, a to i tak najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostała ta łajza. Myli nazwiska swoich zmarłych trenerów - przecież to jest poniżej wszelkiej krytyki, gdybyś mówił prawdę z tą śmiercią trenera to na pewno byłby jeden. Jest jeszcze jedna kwestia, mianowicie kwestia plucia w twarz dużo bardziej utalentowanym zawodnikom od Jacksona. Dlaczego taki Okada, Cold czy  Bisping mają być gdzieś nisko w karcie, i być traktowani gorzej od Jacksona, który przecież pod każdym względem jest od nich dużo słabszy? To wyżej wymienieni zawodnicy zasłużyli na walkę ze mną na Paradise Lost dużo bardziej niż Jackson. Mało tego, nawet Tomasz Hajto zasłużył na walkę ze mną bardziej niż Jackson. Powiedzmy sobie szczerze - mimo solidnej ilości czasu, który Jackson spędził w tej federacji - my nadal wiemy o nim tylko tyle, że jest do niczego. I niczego innego nie wiemy, ponieważ ten gośc non stop zmienia zdanie o sobie, o swoich trenerach, współpracownikach i o tym, co mi zrobi jak mnie spotka. Ja wam powiem co on mi zrobi jak mnie spotka - Nie zada ani jednego ciosu. To jest przykre, że cała szatnia musi patrzeć na tego gościa w ringu, a jeszcze w komentarzach jest pytana o jego żałosne speeche. Zmień sobie ksywkę na Paddy Żenadson i po prostu się zamknij, bo jeszcze ludzie, którzy oglądają PHW naprawdę uwierzą, że ktoś taki jak Ty jest w tej federacji więcej niż gównem. A nie jest. I ja to gówno spuszczę raz na zawsze. A potem nadejdzie czas zniszczenia. Czas, na który ja oraz Paul zasłużyliśmy. PORA KARMIENIA NADCHODZI!


*Ryback wstaje i wraz ze swoim adwokatem opuszczają ring, a obraz z kamery gaśnie*


http://www.glol.pl/pictures/87/picture_8713.gif

Bilans walk:

Ryback: 24/0/13

HARDCORE CHAMPION(1x) - 63 days

:
Gregory Kowalczyk 2/0/6

Domagoj Tokor 3/0/1

Offline

 

#13 02-04-18 19:35:42

Panter

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 05-01-18
Posty: 131
Punktów :   15 

Re: Ring

Na arenie słyszymy Angry Chair, na co zebrana widownia reaguje przeraźliwym buczeniem. Po chwili dobiegają do nas dźwięki silnika i możemy zaobserwować wjeżdżającego na rampę swoim harleyem Wesa Wallace'a! Hardcore Champion ubrany jest w swój charakterystyczny  strój, a na kurtce widnieją te same naszywki, które mogliśmy zaobserwować podczas ostatniej gali Evolve. Man of Mayhem zatrzymuje swoją maszynę na rampie i siedząc unosi ręce wysoko w górę, a całości towarzyszy pokaz pirotechniczny. Krótko po tym Wes ponownie rusza i robi kółko wokół ringu, po czym stawia swojego harleya i wraz z dumnie zapiętym na biodrach pasem hardcore wchodzi do kwadratowego pierścienia. Wallace z uśmiechem ogląda się po publice, a następnie odpala papierosa i chwyta za mikrofon...

Wes Wallace: Pewnie wszyscy spodziewaliście się, że wraz z moim pojawieniem się tutaj w ringu, zastaniecie specjalnie ustawione dekoracje. Krzesło, dywan, głośniki, gitarę czy też logo PHW Unplugged, tak jak to miało miejsce chociażby tuż przed samym Last Station PPV. Tak, mogło tak być, jednak nie tym razem... Tamten koncert został przygotowany na specjalną okazję i wyjątkowe dla mnie wydarzenie, dlatego chciałem, żeby nasze spotkanie było wtedy również naprawdę wyjątkowe... Jestem piekielnie zadowolony z tamtego występu i nie widziałbym problemu, aby go powtórzyć, jednak nie był by on wtedy "specjalny"... Teraz większość z was zastanawia się pewnie, o co mu chodzi? Moglibyście zapytać się mnie wręcz: "Hej, Wes! Przecież już jutro jest Paradise Lost, największa gala w roku, dziesiątki tysięcy ludzi będą ją na żywo oglądać na Stadionie Narodowym w Warszawie, a niezliczone ilości przed telewizorem! Będziesz bronił swojego pasa Hardcore w pojedynku z niepowtarzalnym D-Vonem Dudley! I to dla ciebie nie jest specjalna okazja?" Yeah... Moglibyście tak zapytać, ale nie zrobicie tego, ponieważ każdy z was mnie nienawidzi... <Wes ironicznie się uśmiecha, po czym wyrzuca papierosa poza ring> Dlatego z chęcią wyjaśnię wam, że nie! Walka z D-Vonem Dudley, którego już jeden raz udało mi się w bardzo skuteczny sposób upokorzyć, nie jest dla mnie żadną specjalną okazją... Nie interesuje mnie ta cała otoczka, jak wielkie jest to wydarzenie, kto na nie przyjedzie i do jakich państw pójdzie transmisja. Dla prawdziwego artysty, takiego jak ja... Czy też z drugiej strony nieobliczalnego sukinsyna, to bez różnicy, liczy się tylko i wyłącznie solowy występ. Uwierzcie mi, moje ambicje nie znają granic i podczas Paradise Lost chciałbym pokazać coś naprawdę specjalnego... Jednak czy jest to w jakiś sposób możliwe, kiedy walczę właśnie z Dudleyem? Czy nie wystarczy, że zrobię dokładnie to samo, co podczas Last Station? Odpowiedź na to pytanie jest cholernie prosta... <Wes uśmecha się, a całości towarzyszy narastające buczenie> Wiem, to jest wasz bohater, obrońca waszych marzeń i całego ECW, a także tych wszystkich "legend" dywizji hardcore. Każdy z was liczy, że Dudley będzie się umiał podnieść i wstanie niczym ten "penis z popiołów" i właśnie dlatego! Tak, właśnie dlatego zgodziłem się na nasz ponowny pojedynek. Chcę kolejny raz zburzyć te wszystkie wasze marzenia, dziedzictwo i królestwo ECW, historię, a także samego D-Vona... Tym razem mam zamiar nie tylko zburzyć, ale doszczętnie zniszczyć każdą z tych rzeczy tak, że nie pozostanie po nich choćby jeden ślad, choćby jedna żywa komórka. Wraz z końcem Paradise Lost właśnie to wszystko, o czym przed krótką chwilą wspomniałem dobiegnie ostatecznego i cholernie bolesnego końca...

Wes bierze głębszy oddech i ponownie uśmiecha się przy sporym buczeniu ze strony zebranych widzów, w międzyczasie raz za razem odpalając trzymane w ręku zippo.

Wes Wallace: Na chwilę przenieśmy się jednak w przeszłość... Pamiętacie jeszcze, co działo się przed Last Station? Byłem stawiany w roli absolutnego underdoga, wręcz nie miałem prawa zdobyć pasa, który mam zapięty właśnie teraz na biodrach. Media nie dawały mi szans, wy nie dawaliście mi żadnych szans, sam D-Von w głębi duszy wręcz musiał czuć, że nie mam z nim żadnych szans! W końcu po jego stronie stała liczba zdobytych trofeów, doświadczenie... Mój moment, ta moja szansa miała zniknąć szybciej niż płomień wydobywający się z tego kawałka metalu trzymanego w moim ręku wraz z zamknięciem dopływu powietrza... To wszystko zostało jednak brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość i jak doskonale pamiętacie, ten dopływ tlenu stracił właśnie Dudley, zupełnie dla was nieoczekiwanie. Zmusiło go to do natychmiastowej kapitulacji... Ja go do tego zmusiłem. Przeze mnie wasz bohater sam poddał ten pojedynek, zrezygnował z dalszej walki i po prostu odklepał... Nawet nie wiecie ile radości dało mi oglądanie waszych niezwykle zaskoczonych twarzy! Ile szczęścia dał mi wasz smutek, żal i ogromne rozczarowanie postawą Dudleya, którego tak dopingowaliście! W końcu D-Von miał wszystko, żeby zostać nowym Hardcore Championem, nieprawdaż? <Wes unosi pas do góry wsłuchując się w negatywna reakcję widowni> Wszystko, o czym wam wcześniej mówiłem, okazało się być prawdą. Historia przestała tutaj grać jakąkolwiek rolę, stała się wręcz kompletnie bezużyteczna i straciła całą swoją wartość. Dywizja hardcore, wraz z przejęciem przeze mnie reprezentującego ją tytułu, zyskała cholernie potrzebny powiew świeżości, otrzymała ode mnie czyste powietrze i mówiąc wprost - dostała nowe i lepsze życie... W mojej wymarzonej wizji nie było już miejsca dla osób pokroju Dudleya, jednak tak jak wspomniałem chwilę wcześniej, w tej sytuacji zrobiłem jeszcze wyjątek. Możecie być jednak pewni, że w przyszłości to nie będzie mieć już miejsca, a szansę na pojedynek z nową ikoną dywizji hardcore i prawdziwym mistrzem dostaną osoby, które moim zdaniem choć w najmniejszym stopniu zasłużą na walkę ze mną, z moim tytułem na szali. I nie przedłużając od razu odpowiem wam na pewnie nurtujące was pytanie. Tak, D-Von Dudley nie powinien ponownie stoczyć ze mną kolejnej walki, bo swoją wielką okazję w perfekcyjny sposób już zmarnował...

Wes ponownie bierze głębszy oddech, po czym odpala kolejnego papierosa.

Wes Wallace: Yeah, tak jak mówiłem. Ta walka nie będzie dla mnie niczym specjalnym. Tego pojedynku kierując się zdrowym rozumem, w ogóle nie powinno nie być zerkając wstecz i spoglądając na postawę D-Vona z Last Station... Ale jednak zdecydowałem, że się ona odbędzie i nie ma sensu roztrząsać całej tej sytuacji i zastanawiać się, co by było gdybym postąpił zupełnie inaczej. Dudley był jednak cholernie upierdliwy... Próbował namieszać nie tylko w ringu, ale także w moim życiu prywatnym i jego aktem desperacji było nawet zniszczenie studia nagraniowego. Wyciek części materiału, z czego podkreślam, część była opublikowana już wcześniej, czy ta kara finansowa. Jasne, nie będę ukrywał, że strata pieniędzy to jedyna rzecz, która dotknęła mnie choćby na krótką chwilę, jednak D-Von okazał się być na tyle cholernym nieudacznikiem, że wręcz pomógł mi w rozkwicie kariery... Wspominałem w końcu o szybko wzrastającej sprzedaży płyt, świetnych recenzjach, ale nie jestem tu chyba po to, żeby uprzykrzać wam życie wspominając o moich kolejnych sukcesach na innej ścieżce zawodowej, których wy nigdy w życiu nie osiągniecie... <Wes ironicznie się uśmiecha, po czym wyrzuca papierosa poza ring> Prawda jest taka, że Dudley próbował mi potężnie zaszkodzić, jednak okazało się to być dla niego po prostu kolejną zbyt trudną do wykonania rzeczą! Powiedzcie mi, czy to jest osoba, której ja mam się obawiać? Tym bardziej, że jest to chyba kolejny osobnik w naszej federacji cierpiący chociażby na pewne zaburzenia nazywane schizofrenią, skoro zupełnie odbiega od rzeczywistości i widzi wszystko zupełnie inaczej. W końcu D-Von ciągle się upierał, że w ogromnym stopniu mi zaszkodził i spowodował, że imię "Wes Wallace" w przemyśle muzycznym idzie w parze ze słowem "kompromitacja"... Hey Dudley! Czyżby syndromy starości, o których wspominałem jeszcze przed samym Last Station, a przed którymi starałeś się uciekać, rzeczywiście cię przytłaczały? <Wes ironicznie się uśmiecha i bierze głębszy oddech> Kolejna sprawa, która wręcz nie daje mi spokoju, a owe pytanie jest cholernie nurtujące, jak i powodujące u mnie śmiech! Jak osoba mówiąca, że porażki to jedynie zwykła matematyka i liczby do statystyk, może wychodzić do mnie z całą obstawą i jeszcze ma czelność mi grozić? Co więcej, ta sama osoba zarzuca mi, że  po prostu nie mam jaj, a także zapomniałem czym jest honor... Dla mnie jest to jedynie oznaka czystej hipokryzji, ale także ogromnego strachu, który wzbudzam w D-Vonie... Powiedzcie mi, jak mam to inaczej odbierać, jeśli Dudley wychodzi na mnie z całą kompanią? Ja wiem, że jest on po prostu najzwyklejszym w świecie idiotą i nie ma co tu na siłę wręcz szukać lżejszych określeń. Matematyka na pewno nie jest mocną stroną... W sumie czy u niego są gdzieś jakiekolwiek mocne strony? Jednak Dudley mógł zdecydowanie bardziej zakamuflować swój strach... D-Von po prostu się bał, że stanie się z nim dokładnie to samo co z Bubbą tydzień wcześniej i gdyby on sam miał choćby resztki honoru zakopane w swoim królestwie, które już raz skutecznie zniszczyłem, to podziękował by mi chociaż za przysługę i wezwanie karetki dla jego przyjaciela, a nie starał się przekręcić całą sytuację w zupełnie inną stronę... Myślicie, że jaki był powód tego, że do walki ze mną nie wyznaczył żadnego ze swoich kumpli? Co więcej, mając taki wybór mógł wyznaczyć również samego siebie i w końcu dać mi ta lekcję pokory, na którą przecież bardzo zasługuje, nieprawdaż!? Dudley bał się o kolejną masakrę, jego rodzinka również się jej bała, w końcu nawet nie raczyli interweniować w naszej bójce wiedząc, jak to się może dla każdego z nich skończyć... <Wes robi sobie krótką przerwę i ogląda się po zebranej widowni> Jednak jak dobrze pamiętacie, ostatecznie to Dudley znów musiał uznać moją wyższość i mogło by to się skończyć dla niego o wiele gorzej, gdyby nie atak zza pleców waszego jakże "honorowego" superbohatera Jose Lopeza! Tak mówiąc w sekrecie... <szeptem> Mam wielką nadzieję, że Kenneth zniszczy to wasze kolejne oczko w głowie...

Wes ponownie bierze głębszy oddech uśmiechając się, na co publika standardowo reaguje wiadomo jaką reakcją.

Wes Wallace: Rzeczywistość pokazała nam wszystkim, że jestem nie tylko o wiele lepszy w ringu od Dudleya, ale także znacznie mądrzejszy. Wyzbyłem się tych wszystkich chorych wartości, którymi kierujecie się wy, a także i on. Przestałem się zatruwać i powiedzmy sobie szczerze, papierosy nigdy nie osiągnął poziomu tego ścierwa, którym się na co dzień karmicie. Właśnie dzięki temu miałem nad D-Vonem znaczną przewagę, nie przywiązywałem się do niczego i dlatego każde jego działanie, czy też cała agresja skierowana w moją stronę, nie przyniosła żadnych oczekiwanych efektów... Widzicie, na samym początku mojej przygody w Pure Hardcore Wrestling opowiedziałem wam i w świetny sposób porównałem wszystkie wasze wartości... Moment, nie tyle porównałem, co uznałem za wręcz gorsze od chociażby heroiny i innych środków, których wymieniać z nazwy już nie muszę. Yeah, właśnie te słowa były jednymi z najważniejszych, które wypowiedziałem do tego mikrofonu, a atak na Bubbę był ich najlepszym poparciem... Naprawdę, widok bezradnego D-Vona trzymającego się za głowę z niedowierzaniem, wręcz ocierającego łzy spływające po policzkach z jego smutnych oczu... Tak, to była jedna z najlepszych rzeczy, jakie tylko widziałem w życiu... Nie chodzi mi o same konsekwencje, czy też co się działo potem, najważniejsza była ta jedna chwila. Potrafiłem zrobić coś, czego Dudley nigdy nie był w stanie... Zniszczyłem go od środka, sprawiłem, że wręcz załamał się, bezradność przydusiła go bardziej, niż Crossface ode mnie podczas Last Station... Brzmi to dosyć sadystycznie, ale dla takich chwil właśnie żyję. <ironiczny uśmiech> Właśnie taka chwila była idealnym odzwierciedleniem tego, jak czuje się chora osoba zatruwająca swoją marną duszę. Mówiąc wprost, ta chwila udowodniła jemu, a także wam wszystkim, kto jest po prostu mądrzejszy i silniejszy. Pokazałem wam wszystkim, że moja dusza jest o wiele, wieeele razy zdrowsza...

Wes sięga po kolejną fajkę i robi sobie dłuższą przerwę, po czym kontynuuje.

Wes Wallace: Cały ten konflikt przerodził się wręcz w krwawą wojnę, która zeszła na niebezpieczny rejon, jakim jest życie osobiste. Przez to wszystko, co się działo między nami, federacja wręcz odcięła się od naszej walki i nie chce mieć nic wspólnego z wydarzeniami, które będą miały miejsce podczas Paradise Lost. Wiecie, ostatniego wieczoru rozmyślałem trochę nad tym całym pojedynkiem. Siedziałem wygodnie na skórzanej kanapie w swoim w salonie, a przede mną stała półlitrowa butelka Jacka Danielsa. Z każdą szklanką miałem coraz ciekawsze wizje i zastanawiałem się, co chce przygotować dla mnie D-Von i w jaki sposób zamierza on odebrać mi pas... I nie znalazłem żadnego. Wejście w moją głowę nie zadziałało. Ingerencje w nagrywanie płyty choć pomysłowe, nie dały efektów. Wezwanie "przyjaciół" jedynie podkreśliło jego strach przede mną, a także spowodował szybsze bicie serca u jego kompanów. Przewaga psychologiczna także stoi po mojej stronie, gdyż to nie moja dłoń w pośpiechu uderzała o ringową matę... Oh yeah, tak naprawdę wszystko jest po mojej stronie! Fakty są po prostu takie, że nie ma najmniejszych szans, aby D-Von Dudley sprostał dzisiaj waszym oczekiwaniom i udało mu się wyjść z naszej walki z twarzą! Podsumujmy więc  wszystko jeszcze jeden i ostatni już raz, żeby nikt nie miał już wątpliwości, jaki będzie rezultat pojedynku z tytułem Hardcore Championship na szali... <Wes wyrzuca papierosa i bierze kolejny oddech> Już raz go pokonałem, okazałem się po prostu lepszy i zasłużenie mogę teraz nosić ten pas i nazywać siebie jedynym, prawdziwym i niekwestionowanym Hardcore Championem... Co więcej, D-Von sam zrezygnował z dalszej walki odklepując, gdy został złapany "w łańcuchy"... Nie było w mojej wygranej żadnego przypadku! Udowodniłem mu wtedy wszystko, o czym mówiłem przed samym Last Station, że jego najlepsze lata już minęły i nie ma szans na sięgnięcie po swój "wymarzony kawałek blachy"... Dudley jest po prostu za starym człowiekiem na prowadzenie otwartej wojny z kimś takim, jak ja! D-Von w przeciwieństwie do mnie ma także za słabą psychikę, ale o tym już mówiłem i sami doskonale wiecie, jak wyglądał w trakcie mojego ataku na Bubbę... Kolejna rzecz, o której już wspominałem, to jego strach kierujący nim przy zwoływaniu swojej obstawy podczas ostatniego Evolve. Powiedz mi Dudley, czy tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna? Te twoje argumenty o tym, że "gdy zadzierasz z jednym, zadzierasz z nami wszystkimi" jedynie miały mydlić oczy i przez to pogrążyłeś się jeszcze bardziej... A jak wygląda sytuacja na mikrofonie? Tu też wychodziłem zwycięsko, bo nie jeden raz potrafiłem cię porządnie sprowokować. Każda nasza gra słowna była twoją kolejną dotkliwą porażką, D-Von. Wychodzi na to, że nie tylko przewyższam cię umiejętnościami w ringu, ale nie broni cię tutaj nawet charyzma, a nawet jej brak, bo jak mam to inaczej odbierać chociażby ze względu na twoje żałosne "żarty"... <Wes uśmiecha się, po czym zdejmuje pas i kładzie go na ramieniu> Nie wygrałem tego przypadkowo Dudley, nie dostałem niczego za darmo i ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę... W dobrej wierze radziłem ci, żebyś dał sobie spokój, a ty jednak chciałeś odbyć ze mną ten taniec śmierci. Powiedz mi, co ci po tym zostało? Hańba, wstyd, zażenowanie, zawód fanów? Pomyśl sobie w takim razie, co będzie na Paradise Lost, gdzie nikt a nic nie postawi przede mną najmniejszych ograniczeń... Fakty są takie, że ponownie żądając tej walki popełniłeś swój największy błąd w życiu i wypowiedziałeś wojnę, której nigdy, ale to przenigdy byś nie wygrał... Dzisiaj ta wojna zostanie ostatecznie zakończona. Po naszym pojedynku będę odczuwał przyjemność porównywalną do picia przepysznej whiskey, czy też jazdy harleyem przez Route 66 w pogodny dzień... A ty? Ponownie zostaniesz upokorzony, pobity i kolejny raz przekonasz się, jak to jest być szmatą Wallace'a, skoro bycie czyjąś dziwką jeszcze ci się nie znudziło... <ironiczny uśmiech> A ja? Bedę kontynuował swoje rządy, pielęgnował dalej swoje królestwo zbudowane na gruzach historii, ECW... I tobie, leżącym w kałuży krwi u moich stóp. Chcesz hardcore'u, Dudley? To dzisiaj go dostaniesz i módl się... Naprawdę módl się, żeby to nie była twoja ostatnia wizyta w ringu Pure Hardcore Wrestling. To będzie twoja masakra, D-Von... Godziny nas dzielą od tego spotkania i naprawdę, szkoda więcej mówić. Lepiej to po prostu zobaczyć, a uwierzcie! Będzie co oglądać, jednak nic nie będzie szło po waszej myśli, a tym bardziej po twojej, Dudley...

Wes uśmiecha się szeroko i odrzuca mikrofon, po czym przy swojej muzyce wchodzi na narożnik i wznosi pas Hardcore wysoko do góry. Całości towarzyszy przeraźliwe buczenie ze strony zgromadzonej widowni, co Wallace kwituje kolejnym, ironicznym uśmieszkiem. Hardcore Champion schodzi z narożnika i kieruje się w stronę swojego harleya, którym po chwili rusza w stronę szatni, a obraz z kamery gaśnie...


https://i.axs.com/2017/07/37119-optimized_5962ab9b5b7e2.jpg

Wes Wallace

9 / 1 / 4

1x Hardcore Championship

Offline

 

#14 13-05-18 16:09:59

 Bryx03

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 11-03-16
Posty: 320
Punktów :   13 

Re: Ring

*Feed Me More! Na ring zmierzają The Big Guy oraz jego adwokat Paul Heyman. Paul ubrany jest w swój stały ring gear, a Heyman ma na sobie marynarkę. Głos zabiera Paul*

Paul Heyman: Panie i Panowie, już za kilka godzin zderzą się dwie siły! Jedna z nich potężna, druga z nich...maleńka. Tą maleńką siłą jest Mike Baines, rywal mojego klienta. O słynnym MB można powiedzieć wiele, poza tym, że wygrywa walki. Będzie żart o policjantach - PSIM swędem Baines'owi udało się awansować do finału King Of The Ring, gdzie niestety jego piękna aczkolwiek krótka przygoda w tym turnieju dobiega końca. Zderzenie z moim klientem jest jak spotkanie z tornadem - najpierw Baines poczuje na sobie lekki, przyjemny wiaterek, który następnie porwie go do środka, a tam rozerwie na strzępy! Możemy zdradzić panu, Panie Baines naszą taktykę na tę walkę - ja udam się do stolika komentatorskiego, ponieważ mój klient zdecydowanie nie potrzebuje mojej pomocy, by pana pokonać - a sam Ryback zacznie walkę spokojnie, żeby mógł się Pan kiedyś szczycić tym, że walczył Pan z moim klientem dużo dłużej niż wytrzymuje Pan w łóżku. Czyli jakieś pięć minut. Dłużej ta walka zapewne nie potrwa. Może pan stroić jakieś głupawe miny, śmiać się maniakalnie, ale to nie jest casting do filmu 'Clown', tylko ring, gdzie przemawia prawo pięści. A sędzią w sprawach tej wagi jest mój klient - Ryback. Możesz Pan, panie Baines przyjmować różne taktyki ringowe, ale patrząc na te bocianie warunki fizyczne Bainesa, pytam was ludzie - Jak on może startować do pociągu, jakim jest mój klient? Widzieliście kiedyś rower, który wykoleił pociąg? No właśnie, na PPV też tego nie zobaczycie. Włodarze federacji chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego co potrafi mój klient. Nie jest to zwykły zawodnik, tkwi w nim zwierzęca siła. W końcu jest on pierwszym wyborem w draft'cie Godzilli. I ostatnim wyborem. Otóż ten człowiek to zwierze, na które  nie zapoluje Marvin Jones, nie tylko dlatego, że nie ma go już w tej federacji. To siła tura, który zjada wszystko niczym Amstaff po grzybach, a jednocześnie ze sprytem pumy. Znajdźcie mi w tej dżungli zwanej PHW jakąś siłę przeciwstawną dla czegoś takiego. Nie ma. Wydaje mi się, że ja nawet nie powinienem mówić o MB, a raczej powinienem skupić się na kolejnym rywalu mojego klienta, którym będzie najpewniej Jose Lopez. I to nie jest lekceważenie. My naprawdę mamy duży szacunek do Bainesa. Problem tylko w tym, że sam Mike'y nie jest w stanie na ten szacunek zapracować występami w ringu, a jedynie udawaniem psychicznie chorego. Aczkolwiek może on nie udaje tylko po prostu jest psychicznie chory. Tego dochodzić nie będziemy, ponieważ to tylko jednorazowa walka, a po niej zapomnimy zarówno my jak i państwo o tym, że Mike Baines kiedykolwiek występował w Walce Wieczoru jakiejkolwiek gali. Na King Of The Ring usłyszycie państwo jak ring annoucer wymawia nazwisko mojego klienta jako nowego Króla Ringu. I to nie są przewidywania...to jest spoiler!

*Paul Heyman oddaje mikrofon Rybackowi, który ze skupieniem przygląda się publiczności*

Ryback: W poprzedniej wersji Rybacka dużo osób zarzucało mi mało poważne podejście do wykonywanej pracy. Moi drodzy, jeśli tak myśleliście, to was przepraszam. Za tę robotę biorę dobre pieniądze, i oddaje siebie w tym ringu. Ale znacznie oddania siebie jest takie, że zostawiam tu duszę i serce. Wielu moich kolegów z branży oddaje siebie dając dupy w tym ringu i nie przykładając się kompletnie do walki. Kimś takim jest właśnie Mike Baines. Zwróćmy uwagę na to co on robi. Przecież gdyby nie ten maniakalny śmiech, o którym wspomniał Paul to byłby to tylko zwykły wrestler w gaciach. Niczym nie wyróżniający się z tłumu. Jego zwycięstwo w King Of The Ring jest takie jak jego zachowanie - abstrakcyjne. Nie da się czasami uwierzyć w to co robi Mikey, który jeszcze mianuje samego siebie jakąś postacią wybitną, w dodatku najśmieszniejszym jego twierdzeniem jest to, iż usiłuje wmówić wszystkim dookoła, że robią z niego wariata. Alkoholik nigdy nie przyzna, że jest alkoholikiem, a debil nigdy nie przyzna, że jest debilem, tak podsumowałbym te wywody Bainesa. W zeszłym tygodniu skakał jak zając żeby jak on to nazwał -'rozluźnić atmosferę'.  Na gali King Of The Ring znowu będzie miał coś z zająca - zrobię z niego pasztet zajęczy, który oddam do laboratorium, żeby mi powiedzieli na co chory właściwie jest Baines. Nie wiem czy na trybunach jest ktoś kto uważa, że to co robi mój rywal jest całkowicie normalne, ale jeśli ktoś taki jakimś cudem siedzi na tej hali to niech uda się do jakiegokolwiek doktora, poza Housem i przyniesie wyniki badań. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że włodarze federacji nic sobie nie robią z tego, że mają psychicznego paralityka na pokładzie. Mało tego - jeszcze każą mi z nim walczyć. Oczywiście, walka w ringu jest dla mnie chlebem powszednim, więc nie mam nic przeciwko, z tym, że jest tyle znakomitych zawodników w PHW, z którymi mógłbym stworzyć znakomite widowisko, a oni mi wciskają typa, który zakończył swoją edukacje na żłobku, gdzie zresztą podpalił opiekuna. Przecież gdyby ta walka odbywała się w kościele to Baines by tam spłonął przed pierwszym gongiem. Nie powinniśmy zapraszać do ringu sędziego tylko egzorcystę. Ten kij od szczotki powinien karnie być zamknięty w komórce jak Harry Potter, a nie wypuszczany do normalnych ludzi na ring. Jeszcze zrobi sobie krzywdę, bo oczywistym jest, że nie da mi rady. Ta walka będzie brutalna, będzie szybka, i będzie okrutna, ale na pewno nie będzie uczciwa. Już nie jest. Muszę walczyć z psychicznym inwalidą. Jego mózg posiada wielkość główki od szpilki, i to dlatego, że mu spuchł. Może sobie jakąś czarną pelerynę na głowę założyć i odprawiać czarną mszę nad zdechłym kotem, a potem próbować hipnotyzować mnie plastikowym Rolexem, ale to nie zmieni faktu, że gdy już wejdziemy do tego ringu, to cała ta mroczna otoczka pójdzie w niepamięć, a przemówią pięści. A te zawsze przemawiają głośniej, u tego, który ma je większe. Dlatego Baines - oddam Ci szacunek jeśli wytrzymasz ze mną dłużej niż dziesięć minut. Ale na to masz mniejsze szanse, niż na bycie normalnym. To już chyba zerowe szanse. Baines, możesz wyznawać szatana, piekło, omijać szerokim łukiem psychiatryk. Ale pod łukiem triumfalnym przejdę ja, zniszczę Ci łuk brwiowy, a w Twoich oczach pokaże się napis 'The End', który będzie zwiastował to co usłyszysz dzień później podczas oglądania powtórek jak już odzyskasz przytomność - KRÓLEM RINGU ZOSTAŁ RYBACK! I to nie są przewidywania...To jest to co zrobi pierwszy wybór draftu Godzilli!


http://www.glol.pl/pictures/87/picture_8713.gif

Bilans walk:

Ryback: 24/0/13

HARDCORE CHAMPION(1x) - 63 days

:
Gregory Kowalczyk 2/0/6

Domagoj Tokor 3/0/1

Offline

 

#15 12-04-19 17:54:27

Panter

http://oi66.tinypic.com/2llf6o6.jpg

Zarejestrowany: 05-01-18
Posty: 131
Punktów :   15 

Re: Ring

Angry Chair! Na trybunach wybucha wrzawa, a to oczywiście ze względu na pojawienie się Wesa Wallace'a! Man of Mayhem pojawia się na rampie, oczywiście z odpalonym papierosem i ogląda po zgromadzonej publiczności. Po chwili gasi peta i szybko rusza w stronę kwadratowego pierścienia, po czym odbiera mikrofon i staje w samym jego centrum. Dużo osób jest niezwykle zadowolonych z pojawienia się Wesa i wykrzykuje jego imię, jednak spora grupa nie zapomniała o tym, jakie zdanie miał na ich temat i głośno buczy. Wallace oglądając się po widowni uśmiecha się szeroko i przykłada mikrofon do ust...

Wes Wallace: Stęskniliście się? <mieszana reakcja> Pytam się czy się stęskniliście?! <głośniejsza mieszana reakcja> Cóż, zapytam ostatni raz. STĘSKNILIŚCIE SIĘ?! <zrobiło się jeszcze głośniej> Tak jak myślałem, minął już prawie rok, od kiedy mieliśmy ostatnio okazję sobie poro... Przepraszam, od kiedy ja miałem okazję coś wam powiedzieć. Myślałem, że przez ten długi czas coś się zmieniło, jednak nie myliłem się, nie ma najmniejszego sensu przeprowadzać z wami jakiegokolwiek dialogu. Dlatego jestem niezwykle szczęśliwy, że żaden z was nie ma ze sobą mikrofonu i tylko ja mam tutaj władzę. Część jednak powitała mnie tak jak na to zasługiwałem, jednak siłą rzeczy i głosem większości... Wy także możecie się zamknąć, podziękujcie tym jeszcze większym bezmózgom siedzącym między wami. <Wes uśmiecha się, a z trybun słychać głośniejsze buczenie> Możecie się zastanawiać, co skłoniło mnie, żeby znowu się z wami spotkać i stoczyć kolejną walkę w Pure Hardcore Wrestling. Może płyta nie się sprzedała tak jak powinna? Może wypalenie artystyczne? Brakuje pieniążków na życie, o którym każdy z was może sobie tylko pomarzyć? Otóż nie! Wszystko układa się wręcz wspaniale! Pieniędzy starcza mi na wszystko, pomysłów na nowe projekty i utwory nie brakuje, sprzedaż także stopniowo idzie w górę. Powód jest naprawdę prosty. Będąc przez ostatnie kilka miesięcy w trasie po prostu nie miałem okazji dać komuś porządnie w ryj. Nie ukrywam, że początkowo telefon od organizatorów bardzo mnie ucieszył, jednak z czasem poczułem pewne zniesmaczenie, chyba nie muszę mówić dlaczego? <Wes ogląda się po widowni> Tak, patrząc po waszych twarzach jednak stwierdzam, że będę musiał o tym nadmienić. Nie sądziłem, że aż tak ciężko będzie wam zgadnąć, kto tak naprawdę powinien być moim rywalem podczas takiego wydarzenia. Cóż, ucieczka do ponownej konfrontacji z Riddlem okazała się całkiem dobrym wyjściem dla pewnej osoby... <Wes szeroko się uśmiecha wsłuchując się w buczenie widowni> Tak więc dzięki organizatorom dostaniecie kolejną odsłonę z tej "niezwykle atrakcyjnej" rywalizacji, w której wezmą udział uciekający od pojedynku ze mną, były "mistrz" Pure Hardcore Wrestling Jose Lopez, a także niedotrzymujący danego słowa, powracający prosto z emerytury Kenneth Riddle! Wow, to zasługuje na ogromne "brawa"! Oprócz tego zobaczycie... Chwila, chwila, chwila chwila! Kurwa, przecież tak naprawdę gówno mnie to obchodzi. Jedyną rzeczą wartą uwagi podczas niedzielnego wydarzenia będzie mój pojedynek i pomijam już nawet ten policzek od organizatorów, w postaci mojego rywala... Zanim któryś z idiotów znajdujących się za barierkami wypomni mi jakąś hipokryzję, dlaczego wspominam w takim razie o tej pożal się Boże walce wieczoru... Przecież wiecie, że nie mógłbym odpuścić sobie takiej okazji, aby nie powiedzieć wam prawdy, dlaczego tak wyczekiwana przez was niegdyś walka Wes Wallace kontra Jose Lopez się nie odbędzie. Zamiast tego zmierzę się z... Zlitujcie się, Dan Dowson? Organizatorom widocznie zależy na szybkim zakończeniu całej gali, skoro za rywala dostaje gościa wypalonego bardziej, niż szare komórki Paddy'ego Jacksona... Powiedzcie mi, jak ja to ma traktować poważnie? Zawsze słynąłem z tego, że dawałem wam najwięcej rozrywki, moje starcia dawały wam wszystkim najwięcej emocji, były brutalne, krwawe, nieprzewidywalne. Czy komukolwiek z was muszę przypominać, jak skończył D-Von Dudley, jak skończył Sean Tyler i wielu innych, których spotkałem na swojej drodze? Wiecie, że zawsze jestem szczery, dlatego powiem wam jedno. Tak jak zawsze gardziłem D-Vonem, nigdy nie mogłem odmówić mu upartości i dążenia do celu, udowodnienia swoich racji. Fakt faktem, wybiłem mu to wszystko z głowy gitarą, jednak przez te dwie rzeczy nasza rywalizacja była czymś naprawdę świetnym, była właśnie krwawa, brutalna, nieprzewidywalna, tam działo się dosłownie wszystko! Pozbyłem się Dudleya z federacji... I z perspektywy czasu mam wrażenie, że to był błąd. Poważnie! Gościowi po prostu zależało. W federacji zostały przez to osoby, które nie reprezentowały sobą dosłownie niczego i głównym przedstawicielem tego nurtu jest właśnie mój niedzielny przeciwnik. Trzymając takie osoby w organizacji, czy ktokolwiek ma się prawo dziwić, dlaczego ona upadła? Mając w rosterze chociażby jakiegoś czarnego schizofrenika, mającego na wszystko "wyjebane" starszego Dowsona, chodzącego w makijażu jego młodszego braciszka i... no właśnie. Reszta była jeszcze bardziej nieistotna niż oni! Mijałem ich na zapleczu przez kilka miesięcy, a kompletnie ich nie pamiętam! To tylko pokazuje, jaki poziom trzymali moi "współpracownicy". Teraz, na One More Show część z tych osób ponownie stanie przed wami, żeby dać wam tą "rozrywkę". Prawda jest taka, że ja jestem waszą ostatnią nadzieją na zobaczenie czegoś wartościowego, tylko czy ta szansa nie została pogrzebana? Jak ja mam do cholery wynieść się na wyżyny, dać z siebie te pieprzone 100% walcząc z Dowsonem? D-Von Dudley jeżdżąc na wózku dałby z siebie znacznie więcej niż gość, który przyjdzie jedynie dostać ode mnie gitarą po mordzie i po kilku dniach wybudzony ze śpiączki odebrać czek za "czynny udział" w PHW One More Show! To jest jakaś żenada... <zdenerwowany Wes odpala papierosa> I nie schlebiajcie sobie, nie robiłem tego wszystkiego nigdy dla was, żebyście wy byli szczęśliwi. Zostałem nauczony tak, że wszystko czym się zajmuje traktuje bardzo poważnie. Czy to śpiew, czy gra na gitarze, treningi, walki, nawet jazda na motorze! Wszystko zawsze robiłem jak tylko najlepiej potrafię dla samego siebie. I po prostu chuj mnie strzela na samą myśl, co reprezentuje sobą Dan Dowson! To nie będzie proste, żeby zmotywować się do takiego pojedynku jak chociażby przed Paradise Lost... Jednak dla samego siebie przysięgam, że zrobię wszystko, żeby wyjść z tego ringu w niedzielę cholernie z siebie dumny. Nie mam zamiaru kończyć tej walki jak najszybciej, to nie da mi żadnej satysfakcji. W niedzielę zaoferuję Dowsonowi najcięższe kilkanaście minut w jego życiu, kilkadziesiąt ciosów krzesłem oraz kilka uderzeń gitarą prosto w głowę. Jedno jest pewne, Dan Dowson po naszym pojedynku nie będzie już taki sam. A... A szkoda mi na niego więcej czasu i słów. Serdecznie zapraszam w niedzielę na solidny rozpierdol...

Wes wyrzuca papierosa na ring i szybko oddala się w stronę zaplecza, a ze strony zgromadzonej widowni możemy usłyszeć buczenie oraz... trochę głośniejsze brawa! Najwidoczniej kilka cierpkich słów trafiło do niektórych osób. Wallace jednak nie zwraca na to kompletnie uwagi i udaje się w stronę szatni, a obraz z kamery gaśnie...


https://i.axs.com/2017/07/37119-optimized_5962ab9b5b7e2.jpg

Wes Wallace

9 / 1 / 4

1x Hardcore Championship

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ekipa-amarena.pun.pl www.lolzone.pun.pl www.grabakugan.pun.pl www.logistycznie.pun.pl www.okothroalu.pun.pl