Spoiler:Earlier tonight
Kamera przenosi nas do studia nagraniowego, w którym widzimy dwóch pracowników siedzących przy sprzęcie. Jeden z nich odwraca się i zaprasza kamerzystę do pomieszczenia obok. Zanim jednak operator zdołał podejść do drzwi, te otworzyły się i naszym oczom ukazał się Wes Wallace!
Wes Wallace: Zapraszam.
Wes wpuszcza kamerzystę przed sobą, po czym zasiada na skórzanej kanapie znajdującej się w owym pomieszczeniu. Hardcore Champion odpala jeszcze cygaro, po czym zwraca się już w stronę kamery...
Wes Wallace: Zaprosiłem cię tutaj, gdyż z jak widzisz wiadomych przyczyn nie mogę się pojawić dzisiaj na Evolve. Nie... Nie chodzi o wydarzenia z zeszłego tygodnia, czy jakieś zwolnienie od lekarza, wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku... <Wes uśmiecha się, po czym pociąga cygaro> Dwa dni temu otrzymałem telefon od studia i niestety, akurat dzisiaj musiałem się tutaj pojawić i zaprezentować przedterminowo kilka nowych utworów. Nie ukrywam, że taki stan rzeczy nie jest mi zupełnie na rękę, gdyż jako prawdziwy Mistrz Hardcore powinienem pojawić się na dzisiejszej gali, ale niestety... Będąc tak utalentowaną osobą, a nie zwykłym szarakiem, który doświadcza głębokiego podniecenia na widok stołów czy krzeseł, mam także inne, bardzo ważne obowiązki... Przechodząc do rzeczy, mam dla was, a przede wszystkim dla Dudleya kilka cennych informacji... Powiem wprost, Dudley zaskoczył mnie i naprawdę nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń, jaki miał miejsce w zeszłym tygodniu. Nie, nie chodzi mi o jego agresję i szaleńczy atak wobec mojej osoby, ale... Głupotę. Tą pospolitą, ludzką głupotę, bo nie sądziłem, że wasza "legenda hardcore'u" będzie chciała ze mną kolejnej konfrontacji. Dudley udowodnił, że może być brutalny, pokazał swoją wściekłość i otrzymałem od niego sporą dawkę bólu... Tylko jakie to ma znaczenie, jeśli całość nie wydarzyła między uderzeniami gongu? Pragnę tylko przypomnieć, że nasza jedyna i prawdziwa konfrontacja miała finał na Last Station, gdzie D-Von stał się po prostu moją dziwką, która zatańczyła tak, jak jej zagrałem... <Wes ironicznie się uśmiecha> Jesteś cholernie uparty Dudley, tylko odpowiedz sobie szczerze na jedno pytanie... Chcesz kolejny raz dotrwać do takiego końca? Chcesz odbyć ze mną kolejny taniec, który tym razem może okazać się twoim danse macabre? Naprawdę jesteś na to gotów? Jeśli tak, moja odpowiedź może być tylko jedna... <Wes mocniej zaciąga się cygarem, robiąc sobie krótką przerwę> Nie... Nie zasługujesz na kolejną szansę. Jeśli masz co do tego jakiekolwiek wątpliwości, powinieneś obejrzeć sobie powtórkę Last Station i ponownie przeanalizować nasz wspólny pojedynek o twoje wymarzone trofeum... Chyba że nie masz odwagi kolejny raz patrzeć, jak zawiodłeś siebie i wszystkich wokoło, poddając się temu... Jak to mnie nazwałeś, zwykłemu frajerowi z gitarą? <Wesowi ponownie na twarzy towarzyszy ironiczny uśmiech> Moja decyzja ci się nie spodoba, doskonale wiem o tym, jednak na Paradise Lost w obronie mojego tytułu mówiąc wprost, powinienem stoczyć pojedynek z kimś lepszym i bardziej wymagającym niż osoba, która już raz w starciu ze mną odklepała... <otwierają się drzwi od pokoju> Pracownik studia: Wes, za chwilę wracamy do roboty. Wes Wallace: Daj nam jeszcze moment... <drzwi zamykają się> Wracając... Jedno jest pewne Dudley. Na Paradise Lost zostaniesz stracony, ale już nie w pojedynku ze mną... A teraz muszę wracać do pracy. <Wes odwraca się w stronę kamerzysty> Dzięki za przybycie.
Drzwi się otwierają, po czym obraz z kamery znika...
Paweł Borkowski: Ze stanowiska komentatorskiego witają państwa... Tomasz Hajto: Tomasz Hajto... Paweł Borkowski: i Paweł Boryss Borkowski. Przed nami kolejna odsłona Evolve! Paradise Lost coraz bliżej, więc chyba się ze mną zgodzisz Tomku, że emocji dzisiaj zdecydowanie nie powinno zabraknąć! Tomasz Hajto: Zdecydowanie tak, spójrz tylko na tych wszystkich ludzi. Atmosfera doprawdy wspaniała, stadion dosłownie wrze, niczym Camp Nou podczas finału Ligi Mistrzów, mam nadzieję zobaczyć dzisiaj kawał dobrego sportu. Paweł Borkowski: Tradycyjnie przejdźmy do omówienia tego, co dzisiaj się wydarzy. Pierwszy, co nie oznacza że najgorszy, powinien odbyć się pojedynek Chrisa Dickinsona z debiutującym w dniu dzisiejszym Michaelem Bispingiem... Tomasz Hajto: Pierwsza walka jest szalenie istotna, to coś jak pierwszy mecz dla piłkarza w nowym klubie. Jeśli zawalisz, idziesz na ławę i koniec, po zabawie. Paweł Borkowski: Tuż po tym starciu czeka nas walka mistrzowska. Chris Cold kontra broniący tytułu Television Championship Kazuchika Okada. Tomku, ten pojedynek zapowiada się doprawdy zacnie! Tomasz Hajto: Podoba mi się ten Chris Cold. Ma wszystko, co świadczy o tym, że nadaje się do tego biznesu. Spryt, siła, szybkość, wyrachowanie. Z drugiej strony mamy jednak nie byle kogo, mamy Okadę, który przecież jest z Japonii. To szalenie ważne, Azjaci mają nieprawdopodobną wręcz wolę walki, a Kazumiura Okada już pokazał to w poprzedniej walce zdobywając pas. To są właśnie te detale, które decydują o sukcesie. Spójrz tylko, ilu Japończyków gra w Bundeslidze. To wszystko dzięki temu, oni są wręcz stworzeni do rywalizacji. Walka powinna być niesamowicie wyrównana, ale dla mnie to zawodnik z Azji jest faworytem. Paweł Borkowski: W kolejnym pojedynku nasuwa nam się za to zdecydowany faworyt w osobie The Reapera. W ostatnim czasie Kevinowi Owensowi zupełnie się nie wiedzie. Może ty masz dla niego jakąś radę na to starcie? Tomasz Hajto: Kevin, weź go przytrzymaj, zaatakuj nogi, przejdź do parteru, przyduś, idź do narożnika i tam czekaj...naprawdę, on nie jest nie do pokonania, Dan Dowson niedawno to zresztą pokazał. Paweł Borkowski: Rzeczywiście Dan Dowson ostatnio jest na fali wznoszącej, jednak akurat on nie wystąpi dzisiaj w żadnym pojedynku. Czeka nas za to jeszcze Beat the Clock Challenge z udziałem Paddy'ego Jacksona i Rybacka. Tomasz Hajto: Nie przekonuje mnie zupełnie ten Jackson, jest trochę jak takie dziecko we mgle. Nie radzi sobie, to nie ta para kaloszy dla niego. Naprawdę, potrzebna mu tu będzie chyba przypadkowa bramka...znaczy przypadkowa wygrana, inaczej czarno to widzę. Paweł Borkowski: No i walka wieczoru, można by rzec - truskawka na torcie! Mike Baines kontra Jose Lopez! Dwóch fantastycznych zawodników, chyba się ze mną zgodzisz. Tomasz Hajto: Jak najbardziej, obydwaj mają już obycie z największą sceną i na pewno stworzą nam tutaj wspaniałe widowisko. Mam tylko nadzieję, że nie wtrącą się tutaj ich rywale, którzy jak pewnie pamiętasz kiedyś grali w jednej drużynie, w Bullet Club. Fenomenalny zespół, przypomnijmy sobie tylko ich skład. Chris Bennett, Sean Tyler, legendarny Dan Dowson, Kenneth Riddle, Paul Lay... Paweł Borkowski: Zatem pozosta... Tomasz Hajto: I jeszcze Wayne Brown. Wspaniały zespół, mieli ten team spirit, którego brakuje dzisiejszym zawodnikom PHW. Paweł Borkowski: Sami państwo widzą - dzisiejsza gala zapowiada się znakomicie i już teraz zapraszam do ringu, gdzie lada moment wszystko powinno się rozpocząć!
Gwar w hali przerywa już dość dawno niesłyszany theme song. Wszyscy już wiedzą, że chodzi o Mike'a Bainesa! Sam zainteresowany pojawia się na rampie, a za nim pojawiają się znani z zeszłego tygodnia, dwaj mężczyźni ubrani w czarne stroje i kominiarki. Mike przy mieszanej reakcji publiczności kieruje się w stronę ringu wraz ze swoimi pomagierami. Cała trójka wchodzi do ringu, ale tylko Mike dostaje mikrofon.
Mike Baines: Uprzedzam wszelkie pytania. Teraz mówi do Was Mike Baines..i chcę też podkreślić, że zawsze tak było. Dużo się dzieje ostatnimi czasy, jestem nagrywany, moje teczki lekarskie przestają być prywatne. Jestem pewien, że każdy z Was osobna..<wskazuje na publiczności>..nie chciałby, aby jego życie prywatne i jego prywatne problemy wypłynęły na światło dzienne. Nikt z Was nie zaprasza tysięcy osób z ich brudnymi buciorami do siebie na niedzielny obiad. A właśnie coś takiego umożliwia Wam świr o nazwisku Tyler. Macha papierkami, które twierdzą, że to ja powinien być w kaftanie bezpieczeństwa. Czy naprawdę jest tu ktoś, kto myśli, że ja jestem bardziej poprany od niego?
Mike marszczy czoło i drapie się po czubku głowy.
Mike Baines: Ale po co ja Wami rozmawiam?! Naprawdę nie wiem o co im chodzi..jeszcze raz wróć. O co Wam chodzi? Zewsząd słyszę tylko szepty za moimi plecami. Mikey to, Mike tamto. Jakie to ma znaczenie? Tyler przekroczył pewną granicę, która nigdy nie powinna zostać choćby tknięta. I powiem Wam coś, Sean myśli, że ma mnie w garści. Że może mnie zaskoczyć w każdym momencie. Chełpi się, że zna każdy mój przyszły ruch. Tak? No to powiedzcie mi, czy przewidział, że Ci dwaj z tyłu..<wskazuje kciukiem za swoje plecy>..w ogóle się pojawią? Wielki geniusz zła, który ledwo co dał radę dać dyla tydzień temu? Naprawdę? Pytam Was. Gdzie Tyler jest teraz? No gdzie? Może siedzi tera…
Nagle jeden z "kolegów" Bainesa atakuje Mike'a i drugiego faceta ubranego w kominiarkę! Co tam się wyprawia?! Częstuje Mike'a mocnym łokciem w tył głowy po którym ten upada na matę, a drugiego zaczyna okładać serią kopnięć i ciosów, a całą kombinacje kończy potężny High Kick, który wyrzuca drugiego "kominiarza" z ringu! Agresor odwraca się w kierunku Mike'a, który już szarżuje na niego..BLACK HOLE SLAM! Nie nie..to się nie dzieje! Atakujący zdejmuje kominiarkę, a pod nią…uśmiechnięta od ucha do ucha twarz Seana Tylera!
Sean Tyler: Nananana... Nananana... Mikey is that you? <Tyler pochyla się nad leżącym Bainsem> Co się stało tobie, czyżby to zły ty wychodził na powierzchnię i zaczął być nieco agresywny. Ależ nie, przecież to ty jesteś ten dobry, ja ten zły prowokator <zaczyna się maniakalnie śmiać> Zacząłeś się bronić, ale rozbudzone alter ego nie pozwoli ci tego wygrać... Nie, nie, nie, Mikey, już niedługo bo na Paradise Lost każdy ujrzy koniec tej pięknej historii i dołączysz do kolejnych ludzi, którzy się godzą na to, co siedzi w nich. <ponownie Sean zaczyna się śmiać> To właśnie na Paradise Lost wyciągniesz ostatnią karte, która oznacza twoją przyszłość. Nie masz innego wyjścia, czas się kończy.
Obraz z kamery gaśnie.
Na hali rozbrzmiewa theme song Michaela Bispinga, który pojawia się na arenie w swoim stroju do MMA. The Count wchodzi do kwadratowego pierścienia, wcześniej przybijając piątki kilku fanom.
Michael Bisping: Siema! Moje pojawienie się tydzień temu na Evolve wywołało sporo komentarzy w sieci i w branży. I jak mam być szczery... to zupełnie mnie to nie dziwi! Bo kto nie ma gęsiej skórki na samą myśl, że MICHAEL BISPING ZAWITAŁ DO PURE HARDCORE WRESTLING?! *cheer* Nie jestem narcyzem, jestem po prostu pewny siebie i znam swoją wartość. Całe moje życie polegało dotychczas na obijaniu ludziom mord w zamian za uwielbienie lub nienawiść kibiców... i oczywiście pieniądze. Jestem już w takim wieku, że nie będę Wam opowiadał bajeczek o pasji, bo nie muszę. Skalę mojej pasji udowadniałem przez lata w UFC. Możecie zobaczyć, jak odprawiałem z kwitkiem Dana Hendersona, Luke'a Rockholda, Andersona Silvę, Jasona Millera i wielu innych! Pewnie, dostałem po zębach nie raz. Od takich legend, jak GSP, Vitor Belfort czy Chael Sonnen... ale to są twarde sukinsyny, takie jak ja. Praktycznie nikt z szatni *Bisping pokazuje palcem w stronę rampy* nie wytrzymałby z żadnym z nas dłużej niż 10 sekund w klatce. Właśnie... klatka. Tutaj jest ring, z którego zawsze możesz uciec. W UFC tego nie ma. Jak tam wchodzisz to wiesz, że albo wyjdziesz na własnych nogach... albo wyniosą Cię nimi do przodu. I jeśli ziści się pierwszy scenariusz, to cieszysz się jak pojebany! "Udało mi się, wytrwałem!". A jak Cię wyniosą na noszach to jak najszybciej chcesz z nich zejść, odbudować się i zrewanżować. A tutaj? Większość tych "twardzieli" rezygnuje po pierwszej porażce. Obrażają się na cały świat i widzą winę wszędzie, tylko nie w sobie. To jakiś nieśmieszny żart, a ja wiem co mówię. Znam się na humorze, w końcu jestem z Anglii *Michael puszcza oczko do kamery*. Książkowym przykładem takiego podejścia jest Wielki Kut... w sensie, Chris Dickinson. Czemu akurat tydzień temu padło na niego? Cóż... bo gardzę takimi siusiumajtkami, które zgrywają kozaków. Na możliwość takiego sposobu bycia trzeba pracować latami i przyjmować na klatę porażki, a także celebrować ciężko wywalczone zwycięstwa. W Pure Hardcore Wrestling na palcach jednej ręki mogę policzyć gości, którzy to rozumieją. Ja jestem kolejnym. I będę spuszczał wpierdol każdemu, kto tego nie rozumie. Nie, moje walki to nie będą starcia wrestlingowe, ale jeśli lubicie oglądać, jak obija się komuś mordę... to myślę, że mogę Wam dać trochę frajdy. Dobra, starczy tego gadania. Dawać mi tu te Wielkie Jaja. Będzie z nich niezła jajecznica!
Singles Match Michael Bisping vs Chris Dickinson
Po reklamach widzimy jak Michael Bisping odbił się od narożnika i zainkasował Clothesline od Dickinsona. Ten nonszalancko próbuje przypiąć, jednak nic z tego. Chris nie traci jednak pewności siebie i od razu wykonuje kilka stompów swojemu przeciwnikowi. Po tej akcji tauntuje w kierunku publiczności, po czym łapie podnoszącego się rywala i chce wykonać Belly-to-back Suplex, jednak jego przeciwnik ląduje na nogach. Dickinson odwraca się i zostaje sprowadzony do parteru! Manchester's Hero błyskawicznie wyprowadza kilka ciosów, po czym zaczyna okładać oponenta łokciami! Długo jednak to nie trwa, ponieważ sędzia odciąga go od Big Dicka. Bisping jednak jest nakręcony. Gdy jego rywal się podnosi, Mike wykonuje mu Clothesline. Po chwili kolejny. Chris wstaje po raz trzeci, chce powalić rywala, jednak Anglik unika i wyprowadza Russian Legsweep. Następnie oczekuje aż rywal się podniesie i chce wykonać Superman Punch, jednakże Dickinson robi unik, po czym zaskakuje rywala Jumping Corkscrew Roundhouse Kickiem! Big Dick podnosi rywala i chyba będziemy zaraz świadkami jego akcji kończącej...nie! Michaelowi udaje się zeskoczyć z barków jego rywala, po czym wykonuje mu on Superman punch! Dickinson chwieje się na nogach, jednak udaje mu się nie upaść. Lekko zamroczony Chris obraca się w kierunku przeciwnika....Down Goes You! Bisping nokautuje przeciwnika! Pinfall. 1...2...3!
Kamera przenosi nas ponownie do studia nagraniowego, z którego jakiś czas temu nadawał Wes Wallace. Tym razem jest ono puste i przez kilka sekund widać jedynie puste fotele, głośniki, komputery, konsole i inny sprzęt typowy dla studia nagraniowego. Nagle....słychać potężny huk, a ze ściany wyłania się fragment samochodu! Wygląda na to, że ktoś dosłownie wbił się autem w to pomieszczenie! Po chwili samochód cofa się, jednak przez świeżo powstałą dziurę do studia wchodzi jakaś postać. Jest nią oczywiście D-Von Dudley. Wraz z nim pojawia się kamerzysta.
D-Von Dudley: <rozgląda się> Hm, całkiem ciekawe miejsce. To pewnie tutaj teraz mieszka Wallace po tym jak wyjebali go z garażu za zakłócanie ciszy nocnej. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego jestem tutaj, a nie w ciekawszym miejscu, np. na arenie, bo w końcu odbywa się gala, na której chyba powinienem być. Mam jednak ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzenie bezczynnie na zapleczu i oglądanie walk jakiegoś Paddy'ego Jacksona. A zupełnie przypadkiem usłyszałem, że Wes Wallace dzisiaj miał tu być. W odróżnieniu od pana self-made, niekwestionowanego zwycięzcy jednej istotnej walki, Wesa Wallace'a, ja mam przyjaciół, którzy nie wbijają mi noża w plecy przy pierwszej okazji. Dzięki temu dowiedziałem się pewnych ciekawych rzeczy. Nie tylko tego, że Wallace PODOBNO dzisiaj tu jest, choć na razie go nie widzę...ale również innych faktów na jego temat, których może na razie nie będę ujawniał...niedługo sami się o tym przekonacie.
D-Von zaczyna się rozglądać po studiu, po czym zabiera z półki jeden z głośników.
D-Von Dudley: Całkiem solidny sprzęt, w końcu prawdziwa gwiazda rocka musi korzystać z najwyższej klasy sprzętu...
Dudley upuszcza głośnik na podłogę, ten ulega uszkodzeniu.
D-Von Dudley: A może jednak nie...
D-Von kopie głośnik tak, że ten wypada ze studia przez dziurę wcześniej wyrzeźbioną przez samochód.
D-Von Dudley: Nie, nie, nie. Ten sprzęt się zupełnie nie nadaje.
Po tych słowach legenda hardcore'u zabiera ze studia pozostałe głośniki i wyrzuca je na zewnątrz, obok swojego samochodu. Następnie zagląda jeszcze do auta i wyjmuje z niego...kij baseballowy. Powraca z nim do studia i natychmiast wymierza potężne uderzenie kijem w ułożoną na stoliku konsolę! Po chwili powtarza tę czynność. I jeszcze raz! Następnie zabiera sprzęt ze stołu i rzuca nim o ścianę. Ponownie bierze do ręki kij i spogląda na laptopa, który leży na stole, czyżby i on miał oberwać?
D-Von Dudley: Zaraz zaraz...
D-Von odkłada kij i decyduje się uruchomić komputer. W międzyczasie zauważa leżące na stole, zapisane kartki papieru. Zauważa jedną z nich i zaczyna czytać, jednak najwyraźniej mu się nie spodobała, ponieważ szybko ją zgniótł. To samo czyni z kolejną. Przy trzeciej się zatrzymuje na chwilę.
D-Von Dudley: O, to chociaż ma jakiś sens. A może miało...
Dudley decyduje się zjeść papier zapisany tekstem piosenki, a pozostałe kartki chowa do swojej kieszeni. Spogląda ponownie do komputera. Zauważa jednak, że wprowadzono na nim hasło.
D-Von Dudley: Jeśli Wallace je wprowadził, to pewnie jest to coś w stylu "DVONTAPPEDOUT". <wprowadza wypowiedzianą przez siebie frazę> A jednak nie. Trudno, informatykiem nie jestem, ale od czego ma się przyjaciół. To też mi się przyda.
D-Von składa laptopa, po czym zabiera go ze studia i chowa do swojego samochodu. Po chwili jednak ponownie powraca i zauważa gitarę. Tym razem jednak nie decyduje się jej zniszczyć, tylko chwyta ją i zaczyna pobrzdękiwać jakąś nieskomplikowaną melodię.
D-Von Dudley: Wallace, zaimponowałeś mi. Powiedziałeś, że klepałem w matę w rytm oklasków na twoim koncercie...gratuluję, widzę że załapałeś. Chciałem pokazać ci, muzyku, co to jest rytm, jak trafić do taktu, a że sędzia odebrał to inaczej...cóż, mówi się trudno. Nie obchodzą mnie porażki, to tylko liczby do statystyk dla matematyków, warte tyle co i ta twoja muzyka. Jedyną porażką byłoby dobrowolne wycofanie się z rywalizacji. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, ty za to zupełnie nie przypominasz mistrza, skoro ewidentnie chcesz tej konfrontacji uniknąć...
Niestety wywody D-Vona zostały przerwane przez pojawienie się jakiegoś osobnika, najprawdopodobniej pracującego w studiu. Zauważa on zdemolowane pomieszczenie i intruza, więc zaczyna wołać po ochronę, jednak szybko zostaje zneutralizowany przez Dudleya za pomocą gitary, którą akurat trzymał w rękach. Instrument oczywiście ulega zniszczeniu, natomiast D-Von łapie nieszczęśnika i wykonuje mu Powerbomb na stół! Po kilku sekundach w studiu zjawia się sam Wes Wallace, który natychmiast rzuca się na Dudleya z pięściami! Zawodnicy są w parterze, po kilku ciosach Wallace'a D-Von przechodzi do ofensywy, jednakże panowie zostają szybko rozdzieleni przez ochroniarzy, którzy w międzyczasie zdążyli nadbiec. Na twarzy Wallace'a widać wściekłość, natomiast D-Von jest z siebie wyraźnie zadowolony. Udaje mu się uwolnić od ochroniarzy, po czym po prostu kieruje się do wyjścia...oczywiście tego, które sam sobie zrobił, po czym wsiada do samochodu i odjeżdża.
"Burn" i na arenie przy niemałej owacji ze strony widzów pojawia się Chris Cold. The Switchblade udaje się w stronę ringu, nie rozgląda się wokół siebie, tylko szybkim krokiem idzie prosto do celu. Gdy jest już w ringu, odbiera mikrofon od workerów i zaczyna mówić...
Cold: Zeszły tydzień, walka czterech zawodników, mój debiut ringowy. Nie dość że zwycięski to jeszcze nagrodzony mianem pretendenta do pasa mistrzowskiego TV. Jeszcze miesiąc temu nikt mnie tu nie kojarzył, dziś mogę się zaś zapisać w kartach historii federacji. Fakt, pas TV jest najniżej w hierarchii, za to ma dwa czynniki sprzyjające. Po pierwsze to mistrzowie zostają zapamiętani na dłużej, po drugie ten pas może być przepustką do kolejnych tytułów mistrzowskich. Każde polowanie zaczyna się od mniejszych skalpów a kończy na sowitych okazach, jak to bywa na łowach to i tak samo może być w tym przypadku. Dla mnie liczy się trzeci czynnik, o którym nie mówiłem, ale ma równie duże znaczenie jak reszta. Ba! Może mi pomóc w realizacji mojej misji powoławczej. Otóż w przypadku zdobycia przeze mnie tytułu mistrzowskiego TV automatycznie zwrócę na siebie uwagę wielu zawodników, przy czym będę dla nich celem priorytetowym. Liczę zwłaszcza na tych, na których poluje, że sami do mnie przyjdą. Zamiast polowanie dojdzie do masowej egzekucji, nie żartuje. Nim to jednak nastąpi, muszę owy pas odbić z rąk obecnego mistrza, Kazuchike Okady. Tak, szanuje jego osobę i uważam go za osobę godną noszenia tego tytułu, w przeciwności do poprzedniego posiadacza. Lecz gdy obaj już znajdziemy się na przeciwko siebie w jednym ringu, sentymenty i tego typu sprawy odejdą na drugi plan. Liczyć się będę tylko ja i on a o wygranej zdecyduje to, który z nas ma lepsze umiejętności. Prawdą jest to, że pan Okada jest bardziej doświadczonym i uznanym wrestlerem niż ja, lecz ja nie mam tak naprawdę nic do stracenia. Wychodzę do tego starcia jako underdog, którego wszyscy skreślają jeszcze przed jego rozpoczęciem. Wiem doskonale, że taka okazja prędko się nie powtórzy, więc zamierzam ją zamienić na triumf...
Dźwięk upadającej monety..a więc mistrz ma coś do powiedzenia! Ku uciesze fanów na rampie pojawia się Okada z pasem na biodrach i mikrofonem w prawej ręce.
Kazuchika Okada: Złoto..pasy..osiągnięcia. Powiedziałbym, że to znak czasów. Żyjemy w pokoleniu wielbiących super-bohaterów. Wszystkiego chcecie tu i teraz. Jednak w tym całym zamieszaniu zapomnieliście o jednym i tak samo Ty, Chris. O frajdzie, o pasji. Zapomnieliście, że to nie fani przychodzą tu dla Ciebie. To my jesteśmy tu dla nich. Ja, Ty czy ktokolwiek inny w szatni, to jest nasze zadanie. Mamy robić to co kochamy. Dlatego posłuchaj Chris, jakbyś słuchał swojego wujka, znajdź tą pasję. Z każdego Twojego słowa bije nieposkromiona ambicja. Wielkie napięcie i nerwy, bo masz w podświadomości przeczucie, że możesz nie podołać. Nie denerwuj się, to naturalne. A jeśli chodzi o to..<wskazuje na pas>..mawia się, że kto dosiadzie tygrysa już z niego nie zejdzie. Zasłużyłeś na tę szansę. Nie zmarnuj tego, tak jak mówisz, nie miej sentymentów. Jak Ty to powiedziałeś..zapoluj! A! Chris, pamiętaj, zbytnia grzeczność staje się niegrzecznością. Nic nie dostaniesz na tym świecie za darmo i musisz o to zawalczyć. I mam nadzieje, że to właśnie zrobisz! Pokaż tym wszystkim dookoła, że zasługujesz na złoto, że zasługujesz, żeby oklaskiwali Twoje wyczyny tutaj, w tym ringu. Każde działanie, w które nie wkładamy serca nie ma znaczenia na koniec końców. Liczy się to ile jesteś w stanie poświęcić i ile dać z siebie. Wtedy osiągniesz sukces. Siła nie pochodzi stąd..<pokazuje na swoje bicepsy>..tylko stąd..<wskazuje na swoje serce>. Tym wygrywasz starcia, w których przeciwnik jest większy, silniejszy od Ciebie. I z wielkim smutkiem powiem Ci, że narazie tego "serca" u Ciebie nie widzę.
Okada robi tradycyjny ukłon przed przeciwnikiem i szykuje się do starcia!
Singles Match for TV Championship Kazuchika Okada (c) vs Chris Cold
Wracamy po przerwie na reklamy. Właśnie odbywa się walka, której stawką jest TV Championship. W ringu mierzą się ze sobą obecny mistrz TV Kazuchika Okada oraz pretendent Chris Cold. Ten pierwszy wykonał właśnie na rywalu Snapmare. Następnie odbił się od lin i dołożył Basement Dropkick! Jest pin 1..2 KICKOUT! Mistrz nie traci czasu, podnosi rywala i wykonuje Irish Whip w liny. Będzie chyba Dropkick! Jednak nie, Chris łapie się lin, a Kazuchika trafia Dropkickiem w powietrze. Cold szybko podbiega do niego i również wykonuje Irish Whip, tyle że w narożnik. Następnie biegnie w stronę rogu i nadziewa się na wystawioną nogę. Okada umieszcza swojego rywala na trzeciej linie, jednak ten od razu kopie go w klatkę piersiową i wykonuje Diving Crossbody! Jest pin 1..2 KICKOUT! Pretendent szybko przechodzi przez liny, by znaleźć się na apronie. Gdy Okada wstaje, The Switchblade wykonuje Springboard Elbow Smash! Pin 1..2.. KICKOUT! Widać zawód na twarzy Amerykanina, jednak nie przerywa ofensywy. Wstaje, odbija się od lin i wypłaca Somersault Senton! Na jednym nie kończy, ponieważ wykonuje to drugi raz! Znowu mamy pin 1..2.. KICKOUT! Chris zaczyna się denerwować, ponownie przechodzi przez liny na apron. The Passionate One wstaje i inkasuje Springboard Elbow Smash! Jednak nie! Kazuchika Okada łapie Chrisa Colda, przerzuca na jeden bark i wykonuje Tombstone Piledriver! The Rainmaker wstaje i wykonuje swoją pozę. Chwile później podnosi swojego rywala i mamy Rainamker! To chyba nie koniec! Ponieważ Kazuchika nie puszcza ręki swojego rywala, znowu podnosi Colda i ponownie będziemy świadkami Rainmakera! Ależ cios! 1..2..3! Kazuchika Okada zachowuje tytuł mistrzowski!
Ring jest przystrojony. Na linach wiszą wstęgi w wielu kolorach, na macie leży bardzo drogo wyglądający dywan. W samym centrum kwadratowego pierścienia stoją dwie kanapy, a pomiędzy nimi stolik z szampanem i kwiatami. Nagle na arenie uderza theme song Kennetha Riddle'a i już mistrz PHW pojawia się na rampie w doskonale dopasowanym garniturze. Jeśli przyjrzymy się dokładnie, w pionowych paskach na materiale możemy odczytać wielokrotnie powtórzone słowo "Champion". Kenneth wchodzi już do ringu i unosi swój tytuł do góry. Następnie bierze mikrofon i siada na jednej z kanap.
Kenneth Riddle: Przyznam szczerze, że jestem już znudzony. Serio, wszystkim wokół zacięła się chyba płyta, bo z każdej strony tylko Lopez, Lopez, Lopez. Włączam telewizor, LOPEZ. Otwieram lodówkę, LOPEZ. Idę wyrzucić śmieci do kontenera, LOPEZ! Chociaż to ostatnie akurat nie jest żadnym zdziwieniem... Do rzeczy. Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć paplaniny głoszącej wszem i wobec, że Jose Lopez ma jakiekolwiek argumenty w starciu ze mną... bo ich nie ma. Tak naprawdę gdyby nie przyjście Chrisa Jericho, to Jose byłby już na całkowicie przegranej pozycji. Przegrał ze mną na każdym możliwym polu i pozostały mu już tylko gierki słowne, które są niczym więcej, jak tylko... właśnie... gierkami. To nie jest real-talk, który tak bardzo Jose kultywuje. Bo jak można nazwać real-talkiem wciskanie komukolwiek, że wykreowałem fałszywy obraz siebie, który został obnażony. Nigdy nikogo nie udawałem, w przeciwieństwie do Lopeza. Ktokolwiek pamięta jeszcze, że on stylizował się na mafioza? Nie? No właśnie. A dlaczego? Bo to była tylko i wyłącznie stylizacja, nie mająca nic wspólnego z prawdą. Paradoksalnie, mafiozo miałby teraz domagać się sprawiedliwości? Co najmniej śmieszne, nie sądzicie? Tak, tak, ja też tak uważam. No ale tematu nie ma, bo z Lopeza taki mafiozo, jak z Chrisa Jericho wokalista... marny. *Riddle rozgląda się po arenie* Mówiłeś też, Jose, że przykułeś uwagę ludzi podczas Last Station tak, jak ja przykułem Rybacka kajdankami przy okazji Acrophobii. Brawo, Lopez, gra słów na poziomie kółka gospodyń wiejskich. Ale to nie jest najgorsze w tym, co powiedziałeś. Najgorsze jest to, że Ty chyba naprawdę wierzysz, że to cokolwiek zmienia. Przykro mi, ale przykuwanie uwagi nie wygrywa pojedynków. Wygrywają je umiejętności i spryt czyli coś, co tak bardzo chciałbyś mieć, ale niestety nie władasz tym ani trochę. Chciałbyś być na moim miejscu, ale nie wiesz, jak się tu znaleźć. Próbujesz w romantyczny sposób, ale romantyzm... to słabość. Możesz sobie dyktować warunki w ringu podczas naszego pojedynku na Paradise Lost, nie widzę w tym problemu. I tak nie będziesz potrafił tego wykorzystać, a porażka w takiej sytuacji będzie dla Ciebie jeszcze większym upokorzeniem. *Kenny poprawia się na fotelu, odchrząkuje* Dobrze, pora przejść do sedna dzisiejszego programu. Znalazłem na dziś świetnego gościa, aby kontynuować serię prestiżowych, zaproszonych tutaj osób. Jednocześnie jest to gość, z którym chętnie bym się zmierzył. Panie i panowie! Paddy Jackson!
Do ringu wychodzi zadowolony Paddy Jackson. Zawodnik wchodzi do ringu i nie bardzo wie co zrobić, nie jest przyzwyczajony do takiego wystroju. Chwilę się rozgląda, ale potem siada na kanapie. Kenneth Riddle za to... wyciąga zza pazuchy okulary i wkłada je sobie na nos, a z kieszeni marynarki wyjmuje kartkę papieru, bardzo mocno pogniecioną. Kenny rozkłada ją, poprawia okulary, wytęża wzrok i czyta...
Kenneth Riddle: Zadebiutowałeś na czwartym wydaniu Evolve w walce Tag Teamowej, którą wygrałeś. Później, na Acrophobii przegrałeś w Fatal 4 Way Matchu. Potem gadałeś jakieś pierdoły w opuszczonej szopie, że niby tak klimatycznie. Ehh... taaa, sam kiedyś myślałem, że to działa. Potem pokonałeś Adama Cole'a, który w PHW jest chyba jakimś autystycznym bratem bliźniakiem tego Adama, którego wszyscy znają. Na ósmym Evolve chwaliłeś się tą wygraną i wspomniałeś coś tam nieśmiało, że Twoim celem jest mój pas. Na tej samej gali zrobiłeś z dupy Owensa i Goldberga jesień średniowiecza. Później pokonałeś Bo Dallasa, Owens trochę Cię tam postraszył, a Ty zaatakowałeś swojego pokonanego rywala. No, tu muszę oddać Ci szacunek. Nie każdy był w stanie zmasakrować Bo Dallasa... a nie, chwila... jednak każdy. To nie było tematu. Wracając... Na 10 wydaniu Evolve zrobiłeś... właściwie to absolutnie nic, ale byłeś tam! Byłeś także na Last Station, tam pokonałeś Kevina Owensa. No, nieźle, gratuluję. To dodało Ci skrzydeł i na jedenastym Evolve ruszyłes w kierunku Rybacka, stawiając czoła na mikrofonie Heymanowi. Ambitnie i odważnie. Tydzień temu niestety Ryback pokazał Ci, gdzie raki zimują, przy okazji siłowania na rękę. No, ale nie dziwi mnie to. Z tą kupą sterydów trzeba było wygrywać sprytem. Chyba mógłbym Cię w tej kwestii sporo nauczyć, co? Paddy, czy zgadzasz się ze wszystkim, co powiedziałem?
Paddy Jackson: Kenny zgadzam się z tobą na 100%. Jestem zdumiony, że tak profesjonalnie się przygotowujesz. Jestem zadowolony, że mogę z tobą na spokojnie pogadać w tym ringu. W szatni nie ma nikogo porządnego poza tobą. Tam są jedyni idioci z Rybackiem na czele. Ryback jest może bardziej doświadczony, więcej osiągnął, ale nie jest mną. The American Brutalem. Nie zazna spokoju dopóki mu na to nie pozwolę. Jest tylko zwykłym człowiekiem, który udaje twardziela. Jednak pod jego skorupą kryje się wrażliwy człowiek, który boi się, że nie podoła. Może ma pomoc w osobie Heymana, ale i tak to za mało na mnie. Dzisiaj nie walczymy przeciw sobie, chociaż będzie rywalizacja. W Beat-the-Clock-Chellenge może wygra z dwoma rywala, ale mi to zajmie mnie czasu. Ten sterydziarz może sobie załatwi pierwszych-lepszych gości z szatni pokroju Kirby'ego czy Blake. Ryback w swoim DNA nie ma wyrazu ,,zwycięztwo". Od zawsze jest skazany na porażkę. Jest to dla mnie olbrzymia szansa, by pokonać kupę sterydów.
Kenneth Riddle: "Zwycięstwo", Paddy... "ZWYCIĘSTWO"! Cholera, widać, że zamiast na lekcje polskiego wolałeś chodzić na siłownię. Ale trzeba Ci przyznać, że masz w sobie mentalność zwycięzcy. Tego niestety nie ma Ryback, wiem coś o tym i musisz to wykorzystać, jeżeli chcesz go pokonać. Musisz wejść do jego głowy. Jesteś w dobrej pozycji, bo on Cię aktualnie nie docenia i może się łatwo na tym przejechać. Dziękuję Ci za wizytę w Champion's Lounge i życzę powodzenia w dzisiejszym Beat the Clock Challenge.
Riddle odkłada mikrofon i wychodzi z ringu, zostawiając w nim cieszącego się Jacksona...
Kamera przenosi nas do opuszczonego magazynu gdzie znajduje się The Reaper, nagle ktoś zaczyna do niego mówić, jednak operatorom wydaje się że Capone jest sam
Sami: Bardzo dobrze mój bracie, teraz czas na poważniejsze zmiany, jak widzisz Dowson ośmielił się zakłócić nasze wspólne świętowanie, jednak postąpiliśmy właściwie, pokazaliśmy mu kto tutaj rządzi. Dzisiaj zrobisz coś na co nie byłeś gotowy nakazuje Ci abyś zdjął swą maskę, niech świat zobaczy w Tobie potwora, jednak nie ukrytego za maską, już dziś Kevin Owens spojrzy prosto w oczy nowemu władcy tej federacji, nikt nie będzie bał się maski każdy zacznie bać się Ciebie!. A nasz wspólny słodki pocałunek odeśle wielu przeciwników do świata, gdzie nie ma miejsca na litość. No dalej Salvatore pokaż swoją twarz!
The Reaper ściąga maskę i ukazuje nam się on ON
The Reaper: Znacznie lepiej siostro, widzę w Tobie szansę na lepszą przyszłość, wreszcie zacząłem wierzyć w Ciebie, a raczej wierzyć w Nas, jesteśmy jednością, której moc ciemności przysłoni najjaśniejsze światło! Czas na przebudzenie, którego tak naprawdę potrzebowałem, wszyscy którzy wprowadzali mnie w błąd zostaną ukarani w swoim czasie, a teraz Dowson posłuchaj. Idę po Ciebie, nie będę chował się za maską, nie będę też nigdzie się ukrywał, jestem tutaj, lecz nie chcę aby nasza walka odbyła się tu i teraz, Wyzywam Cię na PPV do Monster Ball Matchu! Właśnie tam Twoje przeznaczenia zostaje wypełnione, a Twoje ciało spłynie krwią! Każdy zobaczy jak leżysz i błagasz mnie o litość, teraz jednak te słowa mają inny wydźwięk, razem z moją siostrą sprawie że nic już nie będzie takie samo, najpierw jednak pokażę Ci co potrafię i zniszczę Kevina Owensa, tym razem nie zarzucisz mi, że pokonałem dziadka i niech to co zrobię z Kevinem będzie przestrogą dla Ciebie. Remember fear never gonna sleep!
Obraz z kamery przenosi nas na.... siłownie! Widzimy twarz Bo Dallasa i urywek sztangi, którą wyciska. Widać po nim ogromną determinację, po twarzy spływają mu strumyki potu. Słychać również że Bo naprawdę się męczy. W końcu odkłada sztangę, która jak się okazuje, jest kompletnie bez ciężarów!
Bo Dallas: Muszę ciężko pracować, by nie zawieść fanów. Gdybym ich zawiódł, to byłoby mi ciężko na sercu... To moja droga do odrodzenia. Wstanę jak penis z popiołów. Znaczy się feniks. Jeszcze będę mistrzem, to jest pewne! Sam fakt, że ostatnio walczyłem o mistrzostwo, musi coś znaczyć. Przecież byle kto nie może walczyć o pas. Władze federacji we mnie wierzą! Jak dodamy do tego fakt, że zadebiutowałem na gali PPV, to można wysnuć wnioski, że oni naprawdę mają mnie za gwiazdę... Ich również nie mogę zawieść. Jestem pewny, że mi się to uda. Bo ja też wierze. To jest przepiękne, wierze ja, fani oraz władze federacji! Teraz muszą jeszcze uwierzyć te pyszałki noszące brzydki garnitur... Dla ludzi, którzy wierzą, nie ma przeszkód! Tak! To moja droga do bycia mistrzem! Bo-Lieve!
Bo po tych słowach uśmiecha się i wstaje z ławeczki. Następnie dumnie idzie w stronę bieżni. Po drodze potyka się o małe ciężarki.
REKLAMA
Singles Match The Reaper vs Kevin Owens
końcówka walki... Owens bierze mocny rozpęd i mamy Spear który powala Reapera mamy przypięcie 1...2... Kick Out! Capon się podnosi i trafia na Clothesline cóż za pokaz siły K.O The Prizefighter chce to zakończyć podnosi przeciwnika i chce wynieść go do Powerbombu, zostaje jednak uderzony łokciem i inkasuje mocny Scoop Powerslam! Teraz to Last Friend podnosi rywala i bez najmniejszych problemów wykonuje mocny Powebomb prosto w narożnik, mamy rozpęd i potężny CLotehsline, który jednak mija się z celem, Kevin chce zacząć swą ofensywę trafia jednak na potężne Enzuigiri! Mamy przypięcie 1...2... Kick Out! Salvatore bez problemu podnosi swojego oponenta chwyta go za rękę i drugą wykonuje potężny European Uppercut! Reaper ponownie podnosi przeciwnika i mamy Short-Arm Cloteshline, cóż za pogrom, Owens wygląda tutaj jak chłopiec do bicia udaje mu się jednak podnieść i idzie na wymianę ciosów, którą wygrywa. Mamy Enzuigiri w wykonaniu K.O Zawodnik zaczyna wykrzykiwać coś w stronę publiczności, jego rywal się podnosi i mamy Pop-Up Powerbomb to musi być koniec! Ale co to?! Death Dancer podnosi się w stylu Undertakera, Kevin nie może w to uwierzyć i zaczyna wycofywać się w stronę narożnika, to jednak sprawia, że zostaje potężnie chwycony za szyję! The Reaper dusi swego rywala, a sędzia nie może go odciągnąć rozpoczyna odliczanie 1...2... Nightmare wynosi rywala i mamy potężny Anaconda Slam! Zawodnik nie ma zamiaru kończyć swej zabawy widać, że jest głodny zwycięstwa w bardzo efektownym stylu, ponownie podnosi przeciwnika i mamy Tombstone Pildervier! Kevin jest niemal nieprzytomny, ale zostaje ponownie podniesiony, Live Devil bierze rozpęd i mamy Spear, jednak nie trafia. K.O bierze rozpęd i trafia prosto na barki olbrzyma Death Valley Driver! Cóż za przepiękny rzut, Salvatore tauntuje w narożniku podchodzi do przeciwnika i wykonuje Samara Kiss! Widzimy nową akcję kończącą ależ moc, mamy przypięcie 1...2...3!
Obraz z kamery ukazuje Renee Young, która prawdopodobnie przeprowadzi wywiad. Obok niej jest Jose Lopez!
Renee Young: Witam państwa! Moim dzisiejszym gościem będzie Jose Lopez! Mam do ciebie parę pytań, na pierwszy ogień pójdzie podpisywanie kontraktu na ostatnim Evolve. Co powiesz na ten temat?
Jose Lopez: Cóż mogę powiedzieć, ciesze się z takiego obrotu spraw. Ten pojedynek to jest nadzieja na lepsze jutro dla tej federacji. Na najważniejszej gali w roku odbędzie się najważniejsza walka w moim życiu. To będzie nasze ostateczne starcie, w którym będziemy walczyć do ostatniego tchu. Wygrany opuści Paradise Lost ostatkiem sił. O przegranym chyba wspominać nie muszę… Nie walczę już tylko dla siebie. Walczę dla wielu osób, walczę o wiele rzeczy. Na Paradise Lost Riddle oraz Walker utracą raj… Utracą go po to, by wszyscy fani mogli go zyskać. Jeśli wrócisz do początku mojego konfliktu z Kennethem, ujrzysz tam dwie osoby. Pewnego siebie mistrza oraz osobę, która tym mistrzem chce być. A co można dostrzec teraz? Pewnego siebie mnie oraz Riddle’a, który tym mistrzem chce być dalej za wszelką cenę. No właśnie dosłownie za cenę…Pure Hardcore Wrestling na tym traci, dlatego też Kenneth musi stracić pas mistrzowski. Jeśli polegnę, nic się nie zmieni, utkwimy na okręcie, który powoli będzie tonąć. Jak wielki i wspaniały by nie był, to jeśli najważniejsze części są wadliwe, ów okręt długo nie pociągnie. Obiecuje wszystkim fanom, że nie pozwolę na to. Wadliwe elementy zostaną zamienione i usunięte. Nas nie sprowadzą na dno, za to sami utoną w morzu łez, których po Paradise Lost naprodukują sporo.*uśmiech*
Renee Young: Rozumiem, kolejne moje pytanie będzie dotyczyć dzisiejszej walki wieczoru. W niej twoim rywalem będzie Mike Baines. To będzie trudna walka nieprawdaż?
Jose Lopez: Tak, to nie będzie łatwe starcie, jednak jestem zadowolony, że do niego dojdzie. Ja nie potrzebuje specjalnych warunków dzięki, którym nie będę musiał walczyć, lub sam będę mógł wybrać rywala. Mogę zmierzyć się z każdym. Nie chce wyjść na kogoś, kto streszcza kariery, już mamy historyków w tej federacji. Jednak kilka rzeczy warto przytoczyć. Mike Baines początki w PHW ma podobne do mnie. Dotychczas wygrywał walkę za walką i żadnej nie przegrał. Wiem, jak to jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Balonik staje się coraz bardziej napompowany… W końcu nadchodzi chwila, kiedy on musi pęknąć. A że jestem dobry we wbijaniu szpileczek, to właśnie ten moment nadszedł. U jednych ten balonik głośno wybucha i dzięki temu dostrzegają, że coś było nie tak. To daje im możliwość poprawy. U innych cichutko schodzi z niego powietrze, przez co nie mogą zauważyć nieprawidłowości. Ostatecznie błędy zauważają, gdy już jest za późno… Gdy czas na reakcje minął. Do czego dążę? Porażka jest potrzebna, ale najbardziej potrzebna jest odpowiednia interpretacja porażki… Nawet gdy Mike przegra, to jeśli odpowiednio podejdzie do tego wszystkiego, może stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. Martwi mnie ogólnie pewna rzecz, Baines jest ostatnio atakowany z różnych stron. Nie chce, by tak się stało podczas naszej walki. Nie chce, by doszło do jakiejś interwencji. Liczę na uczciwą walkę.
Renee Young: Moje kolejne pytanie, również będzie dotyczyć "walki". Mianowicie chodzi o starcie korespondencyjne starcie Johny'ego Walkera i Chrisa Jericho na Paradise Lost. Jak odniesiesz się do tego?
Jose Lopez: Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie…Ktoś tak tchórzliwy jak Walker postawił swój stołek na szali? To był chyba jego jedyny słuszny ruch podczas jego panowania jako GM. Ale to nic nie znaczy. Znając Johny’ego, pewnie coś knuje i będzie starał się obejść to z innej strony, niekoniecznie sportowej… Chociaż nieważne, od której strony to ugryzie, jedyny smak, jaki poczuje to smak porażki. Tak jak jego podopieczny. Cóż jak widać Walker, chce być bardzo solidarny z Riddlem.
Renee Young: Dobrze, jest jeszcze jedna rzecz, o którą chce zapytać. Nie jest to związane z wrestlingiem. To będzie już bardziej prywatne pytanie. Czy u Twojej mamy wszystko jest już w porządku?
Jose Lopez: Na szczęście tak. Ona czuje się już naprawdę dobrze, to silna kobieta.
Renee Young: Rozumiem, dziękuje ci za ten wywiad.
Jose Lopez: Przyjemność po mojej stronie.
Lopezzo odchodzi od Renee Young, a obraz z kamery znika…
Beat-the-Clock Handicap Challenge Ryback vs Baal & Dzyndzu & El Toro
Gong! Baal ruszył na Big Guy'a, jednak ten miażdży go Shoulderblockiem. El Toro czekał potężny Clothesline, natomiast Dzyndzu widząc to co się święci postanowił uciekać, ale to niewiele mu dało, ponieważ Human Wrecking Ball zatrzymał go za galoty i przerzucił German Suplexem za siebie. Ten sam los czekał El Toro, a Baal nadział się na Meat Hock Clothesline! Ryback jak widać miał dość i podniósł całą trójkę pokazując niewiarygodną siłę i wykonując Triple Shell Shocked! 1..2..3! Ryback kończy walkę po minucie i 37 sekundach!
Beat-the-Clock Handicap Challenge Paddy Jackson vs Jack Wilson & Samuel Johan Blake & Kostan Misza
Ruszamy! Od razu po gongu Paddy nadział Wilsona na High Kick, Blake'a na BodySlam a Misze na Neckbreaker. The Brutal American nie zamierzał na tym poprzestawać i poczęstował każdego z rywali Splashem! Misza po kilku sekundach został złapany w Tornado DDT, a Paddy natychmiast wstał i zaaplikował Spear wstającemu Wilsonowi! Próba pinu! 1..2..3! Koniec, Paddy wygrywa po minucie i 34 sekundach, a więc pokonuje w ten sposób Rybacka!
Po walce Ryback był wyraźnie w złym humorze i ruszył do ringu, jednak po drodze Paul Heyman wyraźnie go uspokajał i po wejściu do kwadratowego pierścienia chwycił za mikrofon
Paul Heyman: Coś niesamowitego, to miażdżące zwycięstwo Paddy musi odbić się szerokim echem we wszystkich wieczornych wiadomościach, byłeś po prostu...nieziemski. Ja i mój klient zaczynamy się obawiać Twojej potęgi! Oczywiście żartuję, ale dość już żartów - wygrałeś z trzema rywalami trochę szybciej niż zrobił to mój klient, ale zapewniam Cię Paddy, że choćbyś zmierzył się teraz z całą szóstką, to nie robiliby Ci tyle krzywdy ile zrobi Ci mój klient - Ryback na...PARADISE LOST! Tam właśnie się spotkacie, i rozwiążecie swój konflikt. Mój klient zmiecie Cię z powierzchni ringu, a potem pójdzie zajmować się ważniejszymi rzeczami! Ty, tymczasem po porażce z moim klientem dołączysz do...swojego trenera!
Publiczność była wyraźnie w szoku, a i Rybacka lekko przytkało, gdyż - przypomnijmy - trener Paddy'ego zmarł przed dołączeniem tego zawodnika do PHW. Po tej niewątpliwie brudnej zagrywce, której nie poparła również publiczność - Heyman i Ryback odeszli z ringu zostawiając na nich zszokowanego, ale i wygranego dziś Paddy'ego
Przenosimy się zdecydowanie poza teren hali, na dość obskurną wyspę. W zaroślach, wręcz puszczy widzimy mały drewniany domek. Drzwi do domku się otwierają a kamera 'wchodzi' do środka. Na środku na krześle siedzi Mark, którego poznaliśmy tydzień temu, przed nim jest stolik i otwarty laptop. Widzimy, że zawodnik czyta propozycje kontraktu dla siebie w federacji PHW. W pewnym momencie chce on najwyraźniej odpisać, jednak na ekranie pojawia się blue screen. Wściekły zawodnik ciska laptopem o siebie, ten ulega zniszczeniu, a Mark wpada w furie.
Mark: Do jasnej cholery! Cały ten zasrany zrobotyzowany świat jest nie do zaakceptowania! Jaki blue screen, co to w ogóle ma znaczyć, przecież ten szajs kosztował dwa tysiące dolarów! I jeszcze ta zasrana kamera na dronie!
Mark odwraca się w kierunku kamery, jednak jak się okazuje to nie dron, tylko prawdziwy kamerzysta. To uspokaja jegomościa, który nawet się uśmiechnął.
Mark: Oj..przepraszam...jesteś człowiekiem..wybacz, tydzień temu był tutaj żałosny dron, którego wysłał tutaj ten durny GM klepiący non stop te głupie schematyczne regułki, nic nie wnoszące do życia federacji. Widziałeś co się przed momentem stało? Dostałem propozycje kontraktu w PHW, a na ekranie pojawił się blue screen! No i przez przypadek upuściłem laptopa, i się popsuł...nigdy więcej tego gówna nie kupie! Idź do Walkera i powiedz mu, że jeśli chce ze mną rozmawiać na temat kontraktu to niech przyśle go listownie albo gołębiem pocztowym! Ale jeśli na tym gołębiu albo na tym liście też pojawi się blue screen, to nie dołączę do tej federacji! Wynocha!
Kamerzysta raczej nie chciał wchodzić w polemikę z Markiem i opuścił jego dom
Singles Match Jose Lopez vs Mike Baines
Wróćmy do wydarzeń z ringu. W dzisiejszej walce wieczoru mierzą się ze sobą Jose Lopez oraz Mike Baines! Aktualnie Jose leży na macie, ponieważ chwile wcześniej zainkasował Snap Suplex! Mike teraz ma szanse zaatakować, jednak ciągle się zastanawia, co ma zrobić. Widać na jego twarzy zakłopotanie, w końcu odbija się od lin i chyba będzie Knee Drop! Jednak Lopez odsuwa się i Mike trafia kolanem w mate. El Hermoso szybko wstaje i Baines stara się go uderzyć, jednak Hiszpan unika ciosu, zachodzi rywala od tyłu i wykonuje Dragon Suplex! Jest od razu przypięcie 1..2 KICKOUT! Nic z tego, walka nadal trwa. Spanish Star kieruje swojego oponenta do narożnika i częstuje go Chopem! Jose chce wykonać kolejnego, jednak PhD Guy łapie jego rękę i uderza go kolanem prosto w brzuch. Chwile później dokłada drugie uderzenie i zamienia się miejscami z Lopezem. Mike nie bawi się w Chopy, tylko od razu okłada swojego przeciwnika pięściami po twarzy. Sędzia odciąga Anglika od narożnika. Mike staje na środku ringu i zaczyna się nad czymś zastanawiać. Jest tak zaabsorbowany myśleniem, że nie zauważa Chico Malo, który atakuje go Calf Kickiem! Lopezzo szybko wskakuje na narożnik i jesteśmy świadkami Diving Elbow Dropu! Pin 1..2 KICKOUT! Jose tylko na chwile spogląda na sędziego. El Hermoso podnosi rywala, biegnie w stronę lin, jednak Baines łapie go i momentalnie wykonuje German Suplex! Jest przypięcie 1..2.. KICKOUT! Sauce Guy zaczyna chodzić po ringu i się wściekać. W końcu łapie się za głowę i widać na jego twarzy, że coś z nim nie tak. Spogląda na wstającego Lopeza, podchodzi do niego i jest wyniesienie do Vertical Suplexu! Mike za długo trzyma swojego rywala w powietrzu, to też ten przeskakuje za niego i mamy Dragon Suplex! Lopezzo nie traci czasu, odchodzi kawałek od Bainesa i wykonuje Shining Wizard! Następnie zakłada Sin Aire! Mike Baines zaczyna wierzgać nogami, szuka dookoła lin, jednak jest za daleko! W końcu odpływa i sędzia przerywa walkę. Zwycięzcą zostaje Jose Lopez!
Lopez cieszy się po wygranej razem z fanami, a do Bainesa przybiegają lekarze..
..i tym obrazkiem Evolve schodzi z anteny!
|